Jauhien Waśkowicz: „W więzieniu zarabiałem 19 tys. rubli miesięcznie”


Za próbę podpalenia budynku bobrujskiego KGB cztery lata temu Jauhiena Waśkowicza skazano na siedem lat pozbawienia wolności. Belsat.eu porozmawiał z byłym więźniem politycznym o więziennym życiu i o planach na przyszłość.

„Zrozumiałem, że są inne sposoby”

– Ta butelka z koktajlem Mołotowa nikomu nie pomogła, ani nie zaszkodziła. Uciepiał tylko pan i pańscy przyjaciele. Przewartościował pan jakoś ten postępek?

– Zrozumiałem, że są inne sposoby osiągnięcia swoich celów. Takie, które nie powodują takich konsekwencji – w tym sensie, że rzeczywiście wyników nie ma, a człowiek szkodzi tylko sobie.

– Co pan teraz czuje?

– Najpierw była euforia, teraz zrobiło się spokojniej i emocje ucichły. Na dworcu było bardzo emocjonalne spotkanie. Bliscy tam na mnie czekali i nasza demokratyczna społeczność z Bobrujska. Potem pojechałem do mamy na wieś, gdzie było już spokojniej.

– Co pan robił, kiedy dowiedział się pan o wyzwoleniu?

– Pracowałem wczoraj w strefie przemysłowej, przyszedłem o 16:00 i gdzieś o 17.00 przyszło po mnie dwóch oficerów i zabrało. Nie wiadomo dokąd. W ostatniej chwili powiedzieli, że zwalniają. Odwieźli na dworzec, oficer kupił bilet i wsadzili mnie do autobusu.

– Mówił pan, że pracował. Ile pan zarabiał?

– Pracując pięć dni na tydzień, mniej więcej od 8:30 do 17:00, dostawałem 18-19 tys. miesięcznie (nieco ponad 4 zł – od red.). Do tego dawali talony na towary. Chociaż pieniądze na towary zawsze miałem. A te 18-19 tysięcy wychodziło po odliczeniu opłat komunalnych. Mieliśmy tam tablicę z wydrukiem wycen opłat komunalnych w przeliczeniu na jednego więźnia.

– Co było najtrudniejsze podczas pobytu w więzieniu?

– Zapewne to przewartościowanie wartości. Bardzo mocno zmieniał się charakter.

– W Internecie coraz to pisano, że regularnie trafiał pan do karceru. Za co?

– Np. za ubranie. Wychodziłem w podkoszulku, a nie w bawełanianej kurtce. Karcer to jednoosobowa cela. Jest w niej drewniana półka do spania, którą składa się na dzień, sedes, umywalka, krzesło. Jedne zakratowane drzwi, jedne lite. Ale zimą grzali tam dobrze. Niektórzy mówili, że w innych koloniach można było oparzyć się o kaloryfer.

– Jak pan myśli, dlaczego uwolniono wszystkich politycznych?

– Mam tylko jedną wersję: nadchodzące wybory. Może chęć uzyskania od kogoś jakichś bonusów za uwolnienie więźniów politycznych, czy coś z tym związanego – nie najlepiej orientuję się w ekonomice.

„Będę kontynuować swoją działalność”

– W 2011 mówił pan, że „system działa jak Gestapo”. Czy coś się zmieniło?

– Pod względem totalnej kontroli, śledzenia, które trwa w każdej sekundzie – nic się nie zmieniło. Co do formy, oczywiście się różni. To nie te czasy, kiedy bezkarnie można pozbawić kogoś życia lub zdrowia. Teraz wszystko robi się na poziomie psychologicznym. Porównać systemu z Gestapo teraz nie mogę.

– Pańska partia, Białoruska Chrześcijańska Demokracja nikogo nie popiera na wyborach, swoich pretendentów nie wyłaniała, ale wyraziła solidarność ze Statkiewiczem. Zgadza się pan z taką linią?

– W obecnej chwili udział w wyborach jest głupotą. Nie ma teraz takiego czlowieka, który stałby się realną konkurencją pod względem rozpoznawalności. Ci zaś, którzy mogą stworzyć taką konkurencję, nie mogą w wyborach uczestniczyć. Statkiewicz jest karany i po wyjściu teraz na wolność, nie może wziąć udziału w wyborach.

– Co będzie pan robić dalej?

– Planuję nadal pracować w „Bobrujskim Kurierze”. Możliwe, że pójdę na studia na Białoruski Uniwersytet Humanistyczy (w Wilnie – od red.) Na pewno będę kontynuować działalność dziennikarską i polityczną.

– Jak pan myśli, czekają na pana w gazecie?

– Wczoraj redaktor naczelny powiedział, że nawet mnie nie zwolnił. Po tych słowach zrozumiałem, że będą czekać naprawdę.

rozmawiał Jauhien Balinski, belsat.eu

 
Aktualności