Tomek Sawyer „skazany” za włóczęgostwo, a Wołodia Putin pilny prawie jak Wołodia Lenin. Rosyjskie władze pełnymi garściami czerpią metody z czasów ZSRR – cenzura i propaganda wkroczyły do literatury dziecięcej.
Niemal dokładnie trzy lata temu, akurat przed Dniem Dziecka, w Rosji wprowadzono zmiany do ustawy federalnej „O ochronie dzieci przed informacjami wyrządzającymi szkodę ich zdrowiu i rozwojowi”.
Z inicjatywy Dumy Państwowej nakazano obowiązkowe oznaczanie całej produkcji medialnej kodami kategorii wiekowych – od „0+” do „18+”. Kiedy zaś z tej perspektywy uważnie przyjrzano się utworom dla dzieci, kpiono wówczas, że zgodnie z nowymi kryteriami, przed młodszymi pociechami powinno wręcz ukrywać się np. większość… rosyjskich bajek ludowych. Nie tylko zresztą je, ale również książki należące do kanonu światowej literarury dziecięcej.
I stało się to wcale nie straszną bajką, ale dość ponurą rzeczywistością. W marcu tego roku inicjatywa Dumy wróciła do niej niczym bumerang. Doradca prezydenta Putina Władimir Tołstoj odczytał tam na jednym z posiedzeń dokument zrodzony w wydziale oświaty obwodu irkuckiego, gdzie wyraźnie zainspirowano się radosną twórczością ustawodawczą parlamentarzystów – moralizatorów.
Była to lista książek całkowicie zakazanych do czytania przez dzieci w każdym wieku i rozpowszechniania wśród niepełnoletnich. Powstała ona właśnie zgodnie z literą ustawy o ochronie dzieci. Na czarną listę trafił np. „Karlsson z dachu”, na podstawie którego powstała kultowa radziecka kreskówka. Czymże podpadła Astrid Lindgren? Negowaniem wartości rodzinnych i kształtowaniem braku szacunku do rodziców. Zaś dwie inne jej książki: „Ronja, córka zbójnika” i „Rasmus i włóczega” mogłyby skłonić do włóczęgostwa rosyjskie dzieci. Podobnie zresztą jak „Przygody Tomka Sawyera” Marka Twaina. O Hansie Christianie Andersenie lepiej w ogóle nic nie mówić – przecież „Calineczka” zawiera brutalne opisy nakłaniania do przymusowego małżeństwa.
[vc_single_image image=”2″ img_size=”large”]
Ale co tam zachodnia moralność… Z nią i tak wszystko jest jasne. Gorzej, że duchowe spoiwo rosyjskiej duchowości kruszy też rodzima klasyka. W bajce „Iwan Carewicz i szary wilk” doszukano się scen złodziejstwa – porwano tam przecież nie tylko Piękną Jelenę, ale i konia. W „Kołobku” dojrzano sceny przemocy fizycznej. Tak samo jak w „Maszy i niedźwiedziu”, „Morozce”, „Wdzięczności szczupaka” i „Złotym koguciku”. „Gęsi – łabędzie” to po prostu afirmacja kindnapingu. Nie lepszy okazał się sam Aleksander Puszkin. W scenie ukarania duchownego opisanej w „Bajce o popie i parobku jego jołopie” strażnicy dziecięcej niewinności doszukali się „braku współczucia ofierze”.
[vc_single_image image=”4″ img_size=”large”]
I podobne budzące grozę okropieństwa wykrywano w całej Rosji. W Jekaterynburgu ich tropieniem zajął się specjalny „Uralski Komitet Rodzicielski”. W Kraju Stawropolskim ze szkolnych bibliotek usuwano „chuligańskie wiersze” Siergieja Jesienina i mistyczne utwory Władimira Nabokowa. No wiadomo, Nabokow niektórym bardziej niż z mistyką kojarzy się z perwersyjną erotyką. Ale co musiało wpaść do głowy urzędnikom z Moskwy, żeby o brak patriotyzmu oskarżyć książkę pt. „Flagi świata”? To już naprawdę mistyka i perwersja.
Oddolna inicjatywa, nadgorliwość, nieudolne próby podporządkowania się aktualnym trendom? Być może.
„Zaistniała niezręczna sytuacja, z którą wszyscy się godzą i uznają za właściwy zabójczy dla kultury fakt: urzędnicy kierują edukacją. Nie uczeni, nie pedagodzy, nie specjaliści od psychologii dziecięcej, ale urzędnicy, których poziom edukcji jest dość ubogi. I w żadnym razie nie da się porównać z wykształceniem pedagogów. Skąd biorą się „uralskie komitety rodzicielskie” i dlaczego znajdują się ludzie, którzy je popierają – nie wiem. Mogę przypuszczać, że komitety rodzicielskie powstają wskutek rozporządzeń urzędników, właśnie w celu poparcia tej biurokratyzacji, która przeistacza normalne społeczeństwo różnorodnych ludzi z różnorodnymi zainteresowaniami w społeczeństwo zombi. A listy zakazanej literatury to pierwszy krok ku paleniu książek na stosie” – mówiła pół roku temu pisarka Ludmiła Ulickaja portalowi lenta.ru.
Lukę po bohaterach wszelakich Twainów, Lindgrenów i Andersenów oraz podejrzanych indywiduach z rosyjskich bajek da się jednak bez trudu zapełnić. Co do tego nie należy mieć najmniejszych wątpliwości, pierwsze próby już podjęto.
W miasteczku, gdzie mieszkali dwaj przyjaciele – kot Puzik i pies Tuzik – zjawił się nagle wstrętny KotDonalds, sprzedający kotburgery i kici-kolę. Właściciele baru podsypywali do swoich dań szkodliwy, chemiczny „proszek szczęścia”. Na szczęście Puzik z Tuzikiem wykryli wrogi spisek. Wrogów aresztowano, a dzielny pies i kot postanowili założyć własną restaurację – ze zdrową żywnością, pozbawioną szkodliwych dodatków. Lokalna administracja wsparła ich biznes-plan.
Jeszcze większym sukcesem bohaterów cyku opowiadań „Szkoła dobra Puzika i Tuzika” skończył się ich pomysł zbudowania Śnieżnego Miasteczka dla przedszkolaków: sympatyczne zwierzątka zaproszono na Kreml na przyjęcie do bardzo wysokiego kierownictwa.
„Puzik z łap labradora Conny otrzymał złoty zegarek”.
[vc_single_image image=”8″ img_size=”large”]
Kto jest panem labradora Conny i mieszka na Kremlu, powinno wiedzieć każde dziecko w Rosji…
[vc_single_image image=”10″ img_size=”large”]
Książeczkę wydano nakładem 10 tys. egzemplarzy jeszcze w 2008 roku. A w 2014 służby sanitarne zaczęły zamykać „KotDonaldsy” w całej Rosji – w odwecie za zachodnie sankcje gospodarcze.
A tym, którzy nawet mimo zamieszczonej ilustracji nie zgadną, kto z samego Kremla zauważy i nagrodzi każdą patriotyczną inicjatywę, w przybliżeniu tej postaci na pewno pomoże taka oto miła kolorowanka, która trafiła do księgarń cztery lata temu. Jej bohaterami nie są już żadne zwierzątka, ale dwaj sympatyczni chłopcy:
„Wowę i Dimę dobrze znają wszystkie dzieci w Rosji. I wiele z nich chce być podobnymi do naszych bohaterów. Często na pytanie „Kim chcesz być, kiedy będziesz duży?”, dziecko odpowiada: „Wową albo Dimą”. A teraz dzięki wydawnictwu Fakultet każde dziecko ma możliwość ubarwienia życia Wowy i Dimy” – głosi skromna adnotacja na okładce.
[vc_single_image image=”12″ img_size=”large”]
A wydawnictwo „Naucznaja Kniga” z Saratowa postanowiło nie bawić się się w aluzje i niedomówienia. „Putinięta” – to tytuł zbioru poezji składającego się z 21 wierszy autorstwa Iriny Konnowej. W pani inżynier – specjalistce od topografii – talent literacki przebudził się dopiero emeryturze, ale za pomocą poezji postanowiła podzielić się swymi patriotycznymi uczuciami zarówno z dziećmi, jak i z ich rodzicami:
(tłum. C.G.)
[vc_single_image image=”15″ img_size=”large”]
Co prawda demograficzne fantazje pani topograf zasłynęły głównie w Internecie. W „realu” ograniczyły się bowiem do 200 egzemplarzy nakładu i zdaje się, że zostały potraktowane tylko jako zabawna ciekawostka nawet na Kremlu, dokąd saratowskie wydawnictwo nie omieszkało wysłać jednego egzemplarza tomiku.
Nie zraża to jednak innych twórców, chcących wnieść własny wkład do dzieła wychowania dzieci i młodzieży w nowym patriotycznym duchu. Audytor, ekonomista i właściciel własnego wydawnictwa Jewgienij Siwkow jest autorem ponad 70 pozycji książkowych – głównie z zakresu księgowości i rachunkowości. Nic dziwnego, że lekcję patriotyzmu postanowił wzbogadzić o elementy ekonomiki. Dokładniej – finansów.
Wynikiem jego pracy stała się książka dla dzieci „oparta na faktach historycznych, która będzie dobrą podporą w tłumaczeniu sytuacji gospodarczej w kraju”.
„Oprócz tego autor nie zapomina, że wychowanie w dzieciach poczucia odpowiedzialności i patriotyzmu jest ważnym zadaniem” – jak głosi jej opis w internetowej księgarni Labirynt.
Tytuł (a jeszcze bardziej okładka) mówi wszystko bez dodatkowych wyjaśnień: „Jak odważny rubel sprytnego dolara pokonał”.
[vc_single_image image=”17″ img_size=”large”]
Czary, magia, spełnianie życzeń… To atrybuty niezbędne dla istnienia bajkowej rzeczywistości. Takiej, w której amerykański dolar nie ma szans w rywalizacji z potegą rosyjskiego rubla, a spiski podłych wrogów wykryją nawet psy i koty – po to, żeby zrobić życie Wowy i Dimy jeszcze bardziej kolorowym. Ciekawe, czy to tylko zaklinanie wcale nie baśniowej rosyjskiej rzeczywistości, czy naprawdę w te bajki mają uwierzyć rosyjskie dzieci? Wielu dorosłych uwierzyło…
Cezary Goliński, belsat.eu/pl