Ukarali go mandatem, odebrali prawo jazdy i zatrzymali samochód. Polski kierowca skarży się na białoruską drogówkę.
Walenty Szafałowicz z Koszalina ma podwójne obywatelstwo – polskie i białoruskie. W białoruskim Mołodecznie ma też mieszkanie. 3 stycznia zapukał do niego funkcjonariusz tamtejszej drogówki z prośbą o przestawienie samochodu. Milicję wezwali czujni sąsiedzi, którym nie spodobało się, że Polak zaparkował swojego jaguara na trawniku.
„Nie planowałem żadnych wyjazdów. W drugiej połowie dnia zgodnie z zaleceniami lekarza zażyłem dwie tabletki środka uspokajającego valium. Lekarstwo to zawiera substancje narkotyczne” – relacjonuje przebieg wydarzeń Szafałowicz.
Miał o tym uprzedzić milicjanta, ten jednak nalegał. Jak twierdzi kierowca, nawet groził – przymusowym odholowaniem auta, sporządzeniem protokołu o niepodporządkowaniu się funkcjonariuszowi, a nawet zabraniem i… anulowaniem polskiego paszportu.
Szafałowicz posłuchał. Kiedy jednak przestawił samochód i poprosił milicjanta o oddanie mu dokumentów, usłyszał zarzut o prowadzenie pojazdu „pod wpływem” i odwieziony do szpitala na badania.
Pechowy kierowca odmówił poddania się badaniom. W rezultacie samochód i tak odholowano na milicyjny parking, a on sam postanowieniem naczelnika drogówki z Mołodeczna został ukarany pozbawieniem prawa do kierowania pojazdami mechanicznymi na trzy lata oraz grzywną w wysokości 1150 rubli (2300 zł.) Polskie prawo mu zabrano, samochód zostanie mu zwrócony dopiero po zapłaceniu kary.
Szafałowicz napisał skargę do prokuratury, a ta przekazała ją do rozpatrzenia Komitetowi Śledczemu. Dźmitryj Jurkiewicz, szef drogówki z Mołodeczna nie w sprawie nic do dodania:
„Jeżeli człowiek napisał skargę do prokuratury, a prokurator przesłał ją do Komitetu Śledczego, to zwracajcie się po komentarze do tamtych organów” – powiedział portalowi kraj.by, który jako pierwszy poinformował o incydencie.
cez, belsat.eu/pl wg kraj.by