„Ja się do polityki nie mieszam, ale dobrze nie jest” - dwa lata Rosji na Krymie


Zaanektowany ponad dwa lata temu Krym do dziś boryka się z następstwami odłączenia od Ukrainy. Nasz specjalny korespondent wybrał się na półwysep w przededniu Dnia Zwycięstwa.

Kercz: granicy nie ma – kontrole zostały

„Ja się do polityki nie mieszam”, już kilkadziesiąt kilometrów za Moskwą mówi Emir, sąsiad w autobusie, lekko skośnooki krymski Tatar – zarobkowy emigrant,  wracający na kilka dni do rodziny, mieszkającej w małej wsi pod Symferopolem. „Ale dobrze też nie jest”.

Emir skarży się głównie na ceny na półwyspie, które niemal dwukrotnie podskoczyły po aneksji Krymu przez Rosję. Z pracą tam też ma tam być „chrienowo” (do bani – Belsat.eu).

Wcześnie rano autobus dojeżdża do przeprawy promowej z Kubani na Krym, gdzie pasażerów czeka pieczołowita kontrola dokumentów i bagażu. Niby już jeden kraj, ale granica jakby nie zniknęła. Ostatecznie podróż dobiega końca i autobus, po 23 godzinach drogi z Moskwy dopływa promem do Kerczu – najdalej wysuniętego na wschód miasta Krymu. Droga od razu znacznie się pogarsza, a informacje na wielu znakach drogowych nadal są napisane po ukraińsku.

Ubrania dla "uprzejmych ludzi"
Sewastopol: ubrania dla “uprzejmych ludzi”

Są i pierwsze nieprzyjemne niespodzianki: pomimo obietnic moskiewskiego pracownika rosyjskiej sieci telefonii komórkowej MTS, mobilny internet na półwyspie w ogóle nie działa. W telefonie włącza się zresztą roaming obsługiwany przez tajemniczą, nieistniejącą nigdzie indziej w Rosji sieć „WIN”. Na całym półwyspie na próżno szukać salonów rosyjskich operatorów. Żaden z nich nie zdecydował się wejść na rynek ogarniętego przeróżnymi sankcjami handlowymi Krymu. Sprzedawcy w salonach komórkowych sprzedają nieoficjalnie karty sim MTS pochodzące z filii firmy z krasnodarskiego kraju. Oznacza to jednak dodatkowy koszt, bo pomiędzy rosyjskimi regionami nawet gdy korzystamy z usług tego samego operatora obowiązuje roaming – tak jak w Europie pomiędzy poszczególnymi krajami

Na Krymie nie działa również poczta elektroniczna Gmail (z powodu amerykańskich sankcji), a banków nie ma nie tylko europejskich, ale i rosyjskich. Faktycznie ciężko sobie wyobrazić poważną działalność finansową bez odciętych na półwyspie systemów Visa i Mastercard, a także systemu międzynarodowych przelewów bankowych SWIFT.

Zamurowany bankomat ukraińskiego banku w Kerczu
Kercz: Zamurowany bankomat ukraińskiego banku

Mimo tych przejściowych kłopotów duch patriotyczny nie zawodzi krymskich Rosjan. W Kerczu trwa właśnie próba szkolnej inscenizacji walk toczonych wokół miasta podczas  „Wielkiej Wojny Ojczyźnianej”. Na górującym nad miastem wzgórzu, w czasach radzieckich zbudowano wielki monument, upamiętniający heroizm mieszkańców Kerczu, któremu w czasach ZSRR nadano zaszczytny tytuł „miasta-bohatera”.

 

Patetyczny lektor i lektorka z playbacku zachwycają się wielkością zwycięstwa narodu radzieckiego. Na szczycie górki kilkudziesięciu uczniów z czerwonymi, czarnymi i białymi płótnami symbolicznie odgrywają sceny z lat wojennych. Dzieci wydają przy tym nieźle się bawić, podzielone na różne kolorowe „obozy” przebiegają z jednej strony górki na drugą, inscenizując tym samym bitwę.

„Cywile, żwawiej mi się tu ruszać! Co tak bez ładu i składu?!”, bez przerwy wykrzykuje na dzieci kierownik grupy.

„8 maja będziemy mieli przedstawienie: czerwone flagi to nasi oczywiście, czarne to faszyści, a białe to ludność cywilna. Jak to, czy to dobry pomysł by dzieci w tym uczestniczyły?! Oczywiście, że dobrze! Duch patriotyczny przecież nie pojawi się znikąd, dzieciom trzeba go przekazać!” – tłumaczy szkolną inicjatywę przejęty swoja rolą Andriej, nauczyciel szkoły podstawowej nr 4 w Kerczu.

Jednak w porównaniu z innymi później odwiedzonymi miastami Krymu, Kercz nie sprawia wrażenia miasta agresywnie prorosyjskiego. Na ulicach rzadziej niż w innych częściach Rosji można spotkać rosyjską flagę, czy plakat  przypominający o nadchodzącym święcie 9 maja. W wielu sklepach dawnych ogólnoukraińskich sieci handlowych informacje o towarach nadal są zapisane po ukraińsku.  Ba, w zaułkach nawet można znaleźć antyputinowskie graffiti. Mieszkańcy nie bardzo chcą jednak o nich rozmawiać.

 „No i co ty chcesz o nich wiedzieć, co? Poczytaj, co on tam pisze, toż to żadnego sensu nie ma! Chodzą i piszą różne rzeczy, to i trafi się taki, co i o Putinie napisze! Żyje się tu tak, jak się żyło, może być. Teraz to już prawie w ogóle nie ma nawet przerw w dostawach prądu!” – komentuje działalność lokalnego „opozycjonisty” mieszkający niedaleko starszy pan Igor.

W listopadzie Ukraina bowiem odcięła półwysep od prądu. I faktycznie mimo, że na ulicach można znaleźć wywieszone grafiki planowych odłączeń od energii elektrycznej. Jednak o godzinie przewidzianej przez grafik, przerwy w dostawach na centralnej ulicy Lenina faktycznie nie było.

Sewastopol: igrzyska zamiast chleba

Miasto na tle reszty półwyspu jest o wiele bardziej rosyjskie. Nieprzerwana nawet w okresie przynależności miasta do Ukrainy dwustuletnia obecność rosyjskiej Floty Czarnomorskiej mocno wpłynęła na charakter mieszkańców.

W centrum miasta znajduje się wielki pomnik „Obrońcom Sewastopola”, przy którym na warcie stoją młodzi ludzi ubrani w marynarskie stroje. Jak tłumaczy miejscowa proukraińska dziennikarka Olena Sokolan, zgodnie z wieloletnią tradycją miasta, na warcie przy pomniku stoją uczniowie sewastopolskich gimnazjów i liceów, dla których ma to być jednym z najbardziej wzniosłych momentów w szkolnym życiu. Sama wspomina z dumą, gdy przypadł jej w udziale taki zaszczyt

Sewastopol: “To nasze Zwycięstwo”

„U nas na razie Bogu dzięki żadnych represji przeciwko dziennikarzom nie było, za to tam na Krymie to są” – mówi zresztą Sokolan. „Ale i tak prawie wszyscy są tu niestety zdecydowanie prorosyjscy, choć znacznie się tu u nas pogorszyło w ostatnich dwóch latach.” – dodaje

Sytuacja ekonomiczna faktycznie nie wydaje się różowa. Zaglądam do miejscowego urzędu pracy. W środku – pustki. Jedna, jedyna kobieta w średnim wieku stoi pod tablicą „dzisiejsze oferty pracy”. Jednak już po kilku minutach wbiega jej koleżanka i odciąga ją z głośną uwagą „Ja ci przecież mówię! Ty tylko tracisz swój czas!”.

Proponowane „posady” faktycznie nie imponują. Zazwyczaj poszukiwani są kierowcy, ochroniarze, kucharze i inni niewyspecjalizowani pracownicy. Zatrważająco nisko w stosunku do cen prezentują się proponowane zarobki: kierowca autobusu może średnio liczyć na 8000 rubli miesięcznie (ok. 460 zł), a pracownik spółdzielni mieszkaniowej… na marne 3760 rubli (220 zł). Pracownicy wykwalifikowani też mogą tylko pomarzyć o godnych zarobkach: pediatra w miejskim szpitalu może liczyć na 17690 rubli (1030 zł), a inżynier dla miejskiej firmy drogowej otrzyma w Sewastopolu jedynie 28446 rubli (ok. 1650 zł). Ofert od firm prywatnych jest mało, jednak te które można znaleźć także nie robią wielkiego wrażenia: prawnik dla „Krymskiej Firmy Mikrokredytowej” może na przykład liczyć na jedynie 20000 rubli miesięcznie (1165 zł). Dla porównania, według danych Rosyjskiego Federalnego Urzędu Statystycznego, średnia pensja sklepowej kasjerki w Moskwie wynosi 35000 rubli (2050 zł).

Zarobki w Sewastopolu niewiele odróżniają się od przeciętnych w małym, prowincjonalnym ukraińskim mieście. Ceny w sklepach jednak bardziej przypominają Moskwę, niż Ukrainę, gdzie większość towarów codziennej konsumpcji jest średnio o połowę tańsza: półkilogramowa paczka zwyczajnego makaronu w przeciętnym supermarkecie „Assorti” kosztuje 51 rubli (3 zł), najtańszy półkilogramowy bochenek chleba 10 rubli (58 gr), kilogram łopatki wieprzowej 249 rubli (14,30 zł). Litr popularnego w Rosji napoju z borówek kosztuje 104 ruble (6 zł), a litr najtańszego mleka – 54 ruble (3,15 zł). Po wprowadzeniu embarga na europejską (a później, i na turecką) żywność, w całej Rosji poszły w górę przede wszystkim ceny na warzywa i owoce. Na Krymie nie jest inaczej: kilogram pomarańczy kosztuje tu 70 rubli (4 zł), bananów sprowadzonych aż z Ekwadoru – 91 rubli (5,30 zł), jabłek – 100 rubli (6 zł), pomidorów – 300 (18 zł).

Jednak z mieszkańców Sewastopolu trudno wydobyć jakiekolwiek narzekania na ceny i sytuację z pracą w mieście, a co dopiero na sytuację polityczną. Na uwagę, że jest tu czasem nawet drożej, niż w Moskwie prawie zawsze słychać „nooo, to można trochę przyoszczędzić i jakoś przeżyć.” Niektórzy  jeszcze dodają „dobrze, że u nas nie ma wojny, jak na Ukrainie.”

Sewastopol: “Z okazji powrotu do ojczystego portu”

Mimo kłopotów gospodarczych miejscowe władze nie oszczędzają na świętowaniu. W mieście niemal non-stop trwają próby przed paradą wojskową 9 maja. Tylko dnia 5 maja w Sewastopolu odbyły się dwie takie próby.

„Dzisiaj wspominamy wielkie zwycięstwo!” pod muzykę wojskowej orkiestry dętej, podczas pierwszej, porannej próby, wykrzykuje ważnie wyglądający urzędnik, stojący pod pomnikiem „Obrońcom Sewastopola”.

Wieczorna parada żołnierzy i sprzętu wojskowego także przyciąga spore tłumy: turyści i mieszkańcy miasta przychodzą całymi rodzinami – klaszczą i krzyczą „urraaa!” stojąc w kłębach duszących spalin.

Bachczysaraj: Tatarzy nie chcą mówić

„I co tam w polityce?” – pytam Jakuba – mężczyznę ubranego w charakterystyczną tatarską czapkę, stojącego przed wejściem do jednego z meczetów w Bachczysaraju – dawnej stolicy Chanatu Krymskiego.

„Wszystkiego nam tu coraz bardziej zabraniają. Wiesz, że nawet czasami wzywają na „rozmowę” do FSB za samo chodzenie do meczetu? Za modlenie się 5 razy dziennie na serio mogą cię zaaresztować za ekstremizm, przecież to chore jest! Nie mówię nawet o tym, jak niektórzy bardziej aktywni gdzieś w nocy znikają. My na razie nic przeciwko temu nie możemy zrobić, ale władza rosyjska odejdzie, tak jak wszystkie, co idą przeciwko woli Allaha! Państwo oparte na islamie to najlepsze, co mogłoby nas spotkać, i nie dawaj się ogłupić, że takie państwo to to, co teraz tam mają w Syrii! I ja się nie boję o tym mówić, przecież widzę, że nie jesteś z FSB” – tłumaczy swoją „obywatelską postawę”.

Jakub wydaje się zresztą być o wiele bardziej śmiały z wyrażaniem swoich poglądów, niż inni „parafianie” bachczysarajskiego meczetu: im dłużej toczy się nasza rozmowa, tym więcej wiernych opuszcza salę modlitewną. Jeden mężczyzna prosi nawet Jakuba, by ten mówił trochę ciszej. Przypadek czy faktyczny strach przed prześladowaniem? Ciężko powiedzieć. Na polityczne rozmowy nie udaje się przekonać żadnego innego mieszkańca dawnej tatarskiej stolicy.

Nie ma się co dziwić. Z kwestionowaniem rosyjskości Krymu nie ma żartów. 5 maja, sąd w Twerze skazał rosyjskiego internautę na 2 lata kolonii karnej za zamieszczenie na portalu społecznościowym Vkontaktie postu zatytułowanego „Krym to Ukraina”. Sąd uznał, że oskarżony naruszył art. 280 Kodeksu Karnego („Otwarte nawoływanie do realizacji działań ekstremistycznych”). Tego samego tygodnia rosyjska Federalna Służba Bezpieczeństwa w różnych częściach Krymu zatrzymała kilkadziesiąt krymskich Tatarów: Prokurator Generalna półwyspu Natalia Pokłońska tłumaczyła, że areszty były „profilaktycznym środkiem bezpieczeństwa” przed zbliżającymi się obchodami Dnia Zwycięstwa.

Z Krymu dla Biełsatu Karol Łuczka

WWW.belsat.eu/pl/

Aktualności