Gyumri. Strach bez nienawiści


Półroczny ormiański chłopiec zmarł w poniedziałek w szpitalu tydzień po tym, jak został kilkakrotnie pchnięty bagnetem  przez rosyjskiego żołnierza w miejscowości  Gyumri. To siódma ofiara bestialskiej zbrodni.

12 stycznia w miejscowości Gyumri na północy kraju została bestialsko zamordowana sześcioosobowa rodzina Avetisyan.  Półroczne niemowlę w ciężkim stanie trafiło na OIOM. Do popełnienia zbrodni przyznał się Walerij Permjakow, żołnierz rosyjskiej jednostki  stacjonującej w Armenii.

W dniu pogrzebu zamordowanej rodziny, 15 stycznia  w Gyumri zgromadziły się tysiące osób, doszło do starć z policją, kilkadziesiąt osób zostało zatrzymanych, a kilkanaście rannych. Mieszkańcy miasta żądają postawienia zabójcy przed ormiańskim wymiarem sprawiedliwości. Obecnie żołnierz znajduje się na terenie jednostki wojskowej.

Samolot rejsowy Moskwa – Erewań. Po mojej  jednej stronie siedzi Asia, która po upadku ZSSR rzuciła nauczanie gry na fortepianie, przeniosła się do Moskwy, gdzie otworzyła własną kawiarnię.  Po drugiej stronie siedzi  Hamlet, prowadzi własny biznes cukierkowy w ormiańskiej stolicy. Oboje wiedzą o wydarzeniach sprzed kilku dni. Oboje są w szoku, ale nie widzą nic złego ani dobrego w obecności rosyjskich baz wojskowych: „Jesteśmy niewielkim krajem, mamy takiego opiekuna – taki nasz los”.

Czyje wojska będą tu stacjonować: czy natowskie, czy rosyjskie – wszystko nam jedno. Grunt, by ktoś zagwarantowałam bezpieczeństwo – mówią handlarze na bazarze w Gyumri, jedynym, który pracuje wczesnym sobotnim rankiem.  

102. rosyjska wojskowa baza stacjonuje tu na mocy umów  międzypaństwowych z 1992 i 1995 roku.  Podczas wizyty Dmitrija Miedwiediewa w Armenii w 2010 roku termin stacjonowania rosyjskich wojsk w tym kraju przedłużono do 2049 roku.

Otwierają się kioski z  prasą. Podchodzę, by zajrzeć na pierwsze strony. Wszystko po ormiańsku, więc pytam sprzedawcę o czym pisze dzisiejsza prasa?

 

– U nas wszystko dobrze.

– A proszę powiedzieć…

–  Żadnych konfliktów międzynarodowych,  wszędzie spokój.

– A żądania wydania zabójcy?

– Złapali bydlaka. Teraz już porządek.

– A ludzie co wyszli na ulice…

– Wyszli i poszli, teraz spokój.

Dziesiątki  mieszkańców Gyumri, z którymi rozmawiam, mówią, że w rosyjskich żołnierzach zawsze widzieli obrońców. I wszyscy proszą  nie łączyć tego zabójstwa z polityką.

Ten wyrodek nie ma narodowości – powtarzają wszyscy jak refren.

Na placu przed Teatrem dramatycznym mijam grupę młodych chłopaków.

Ty Ruski? – pyta jeden. Nie, jestem… – nie zdążyłem dopowiedzieć. My tu bardzo lubimy Ruskich!- powiedzieli wszyscy na raz,- nie ma tu żadnej wrogości i nie będzie. Potem, wskazując na kamerę dodają: „Wiemy, po co tu przyjechałeś!”

Opowiadam swoim współrozmówcom, że przyjechałem z kraju, gdzie ludzie są zaniepokojeni tym wydarzeniem, ponieważ również obok mają rosyjskie bazy. Gyumrijczycy odpowiadają, że problemem nie są Rosjanie tylko konkretnie Walerij Permjakow nazywany zwierzęciem.

Hamlet co handluje na rynku, uważa, że rodzina zginęła, ponieważ była świadkiem czegoś. Zdumiewa tylko, dlaczego zabito dzieci? Przecież dwuletnie dziecko nie mogłoby świadczyć przeciwko nikomu, nie wspominając już o sześciomiesięcznym.

O tym,  że zabójca i ofiary znali się, mówi także przechodzień o imieniu Ruben: „Mogli się poznać już wcześniej, nie tu, ale gdzie indziej”. Pytam go o to, jak zareaguje, gdy Rosja postanowi skorzystać z konstytucjonalnego prawa i osądzić Piermiakowa we własnym kraju?

„Nie będzie tego, ponieważ zbrodnia została popełniona tu. Nie pozwolimy na to, również mamy własne prawo i jesteśmy niepodległym państwem”.

Walerij Permjakow  pochodzący spod syberyjskiej Czity już przyznał się do zabójstwa rodziny Avetisyan. Ormiańska adwokatka, która miała bronić żołnierza w sądzie, nie wytrzymała nerwowo po pierwszym przesłuchaniu, gdzie szczegółowo opowiadał, jak bagnetem kuł dzieci.

Teraz Piermjakowa umieszczono w karcerze  na terenie 102. rosyjskiej bazy. Jego osoba wywołuje spore  emocje wśród mieszkańców Gyumri.  Na bazarze i w kawiarniach miejscowi dzielą się pogłoskami, że Piermjakow zabiegał o skierowanie właśnie do tej jednostki. Jest uważany za zwerbowanego tureckiego agenta, a zabójstwo miało być zleconym zadaniem.

Niektórzy w necie czytali o jego psychicznych odchyleniach, jednak sprzedawca chleba Robert nie wierzy w „niepoczytalność” zabójcy. „Kto powoła czuba do wojska, a tym bardziej da mu broń?”  Przypomina wcześniejsze incydenty związane z obecnością rosyjskich żołnierzy, np. z 1999 roku, gdy  dwóch rosyjskich żołnierzy wtargnęło na bazar, strzelając do ludzi. Wówczas zginęło piec osób. Ormianie „przełknęli to” zrzucając wszystko na alkohol, że niby żołnierze byli pijani. Ktoś inny mówi, że w ten sposób Rosjanie postanowili zemścić się na Ormianach za falę w wojsku. Wcześniej w jednostce pracowało sporo Ormian i podobno ormiańscy rezerwiści znęcali się nad Rosjanami, aż pewnego dnia tamci nie wytrzymali.

O niezbyt dyplomatycznym zachowaniu Ormian  wobec rosyjskich żołnierzy opowiada także Arman. Mężczyzna 12 lat temu służył w rosyjskim wojsku w jednostce w Arwamirsku: „Licznym moim rodakom brakowało kindersztuby”.

„Winnych zabójstwa na bazarze sądzono tu, – wspominają mężczyźni, – ale później zostali wysłani do Rosji”.

Wagen – przechodzień, którego zaczepiam na ulicy, nie pamięta tego zdarzenia: „Od wielu lat mamy tu tę bazę i żadnych konfliktów tu nigdy nie było. Teraz nas interesuje rzetelne śledztwo oraz gwarancje, że ten skurwiel poniesie zasłużoną karę tu. Osobiście nie bardzo wierzę w to, że on (żołnierz- red.) zrobił to wszystko sam. Najprawdopodobniej ktoś mu pomagał. Bardzo podejrzanie wygląda to, że wszyscy byli zabici we własnych łóżkach. Pierwszy strzał wszystkich by obudził”.

„ Rosjanie pomagają nam strzec 280 km naszej granicy z Turcją, ponieważ bez pomocy sobie nie poradzimy: zbyt wielka dysproporcja siły. Turków jest 70 milionów, nas tylko trzy.  Bez rosyjskiej ochrony zniszczono by nas w jeden dzień, – mówi prezes organizacji pozarządowej „Wspólnie” Leon Mglaman, – jesteśmy w otoczeniu państw muzułmańskich, potrzebujemy opiekuna. Czy to będzie Rosja, Ameryka czy Chiny – to nieistotne. Osobiście ja byłbym usatysfakcjonowany, gdyby tu stacjonowała francuska Legia Cudzoziemska albo jednostka amerykańska: ich żołd znacznie większy, niż zarobki w rosyjskim wojsku kontraktowym. Wychodząc na miasto, zostawialiby pieniądze w naszych sklepach i restauracjach.

Aspekt finansowy rosyjskiej bazy to temat drażliwy. Rosjanie nie płacą ani grosza za stacjonowanie w Armenii. Ponadto, jak zaznacza Leon, strona armeńska utrzymuje Rosjan na własny koszt: “Mentalnie nadal pozostajemy niewolnikami, gdy  Chińczycy od zaraz  są gotowi płacić miliony za swoją bazę tu u nas”.

Strach opanował miasto. Niektórzy twierdzą, że na ulicach znacznie mniej ludzi. Na noc zaczęto zamykać bramy i furtki, co się wcześniej nie zdarzało. Gyumri, jak twierdzą miejscowi,  w porównaniu z Erewaniem to bardzo otwarte miasto.

Ludzi rzeczywiście nie wiele. Jednak w kościele Św. Bogarodzicy na niedzielnej mszy zgromadziło się prawie całe miasto.

Oglądam telewizję. W wiadomościach dominują dwa tematy: w Górskim Karabachu znowu niespokojnie; sześciomiesięczny chłopczyk walczy o życie. Moich ormiańskich znajomych bulwersuje  oświadczenie byłego mera Gyumri o gotowości  adopcji chłopaczka. Oświadczenie populistyczne, dzisiaj każda ormiańska rodzina chce adaptować Seriożę, – oburzają się.

Dalej informacja o rozmowie telefonicznej Putina z Serżem Sarkisjanem, podczas której to rosyjski przywódca wyraził gotowość wysłania własnego samolotu po chłopca, by kontynuować jego leczenie w Moskwie.  Reakcja Putina świadczy o tym, że Rosja przestraszyła się, – uważa Leon. Życie dziecka wisi na włosku – sześciomiesięczny malec z pięcioma ranami kłutymi przeleżał całą noc w kałuży krwi.

Zastanawiam się, jak mogę dostać się do mera miasta i rosyjskiego konsulatu. Oficjalne władze miasta za przykładem dowództwa rosyjskiej bazy zaprzestały wszelkich kontaktów z prasą.  W urzędzie miasta nie mają czasu, w konsulacie najpierw informują o przerwie obiadowej, później w ogóle przestają podnosić słuchawkę, ormiańscy ochroniarze przed konsulatem informują, że konsul nikogo nie przyjmuje.

Wreszcie udało mi się dostać do Lilit Makarian, rzeczniczki prasowej Samuela Balasaniana, mera Gyumri. Młoda kobieta chętnie zgadza się na rozmowę. Mówi, że zna stanowisko mera w tej kwestii, które  chętnie przedstawi.

Rzeczniczka przekazuje opinie, które już nie raz słyszałem na ulicach: „Rosyjska baza to cześć naszego miasta. Obecność rosyjskich żołnierzy ma stuletnią historię. Zbrodnia nie powinna wpływać na relacje między narodami. Stanowisko władz jest następujące: trzeba zminimalizować napięcie społeczne, zapobiec wszelkim prowokacjom na tym gruncie oraz twardo egzekwować od  strony rosyjskiej wydania zbrodniarza armeńskiemu wymiarowi sprawiedliwości”.

Armenia, która kilka dni temu przystąpiła do Euroazjatyckiej Unii Gospodarcze, musi lubić Rosję, ponieważ zamknięta dwiema granicami państw sąsiednich, znalazła się praktycznie w stanie izolacji  gospodarczej. Przyjazne uczucia Ormian wobec swego potężnego sąsiada na poziomie egzystencjalnym wydają się być bardzo szczere: w muzułmańskim regionie nie pozostaje nic, jak tylko trzymać się  braci  w chrześcijańskiej wierze.

 

Najlepsi armeńscy lekarze niestety przegrali walkę. Wczoraj dziecko zmarło w erewańskim szpitalu. Pogrzeb zaplanowano na 21 stycznia.

Dzianis Dziuba/KR/ belsat.eu

Aktualności