Grunwald - pasja, wspólnota i dwa nagie miecze. Fotoreportaż


W tym roku już po raz dwudziesty 15 lipca rycerze z całej Europy Środkowej zetrą się ze sobą na polach Grunwaldu. Będą oni rekonstruować bitwę, która sześć wieków temu zadecydowała o kształcie naszego regionu. Czym jest Grunwald dla osób, które poświęcają swój urlop, pakują zbroje do bagażnika i jadą tu setki kilometrów? Na to pytanie odpowie nasz fotokorespondent.

Dostać się pod Grunwald nie jest łatwo – z idącą niedaleko drogą krajową nr 7 łączy go bezpośrednia szosa, jednak turysta jadący z innych kierunków skazany jest na kluczenie wąskimi (i jakże malowniczymi) drogami powiatowymi po Wzgórzach Dylewskich. Jeżeli chcemy w pełni skorzystać z atrakcji Grunwaldu i zobaczyć sobotnią inscenizację z pierwszego rzędu – powinniśmy przyjechać dzień wcześniej z namiotem. W dniu bitwy wąska wiejska droga będzie zakorkowana na długości wielu kilometrów.

Gdy jednak pojawimy się na Polach Grunwaldu przed nadciągnięciem tysięcznych tłumów turystów, okaże się, że trafiliśmy do innego świata.

Grunwald rycerski – limuzyną do średniowiecza

Zwycięzca turniejowej walki został obdarowany różą i sympatią Loży Dam

Jadąc na inscenizację musimy wiedzieć, że choć bitwa była pod Grunwaldem, to pole bitwy i obóz rycerski rozstawiane są pod większą od Grunwaldu wsią Stębark. Gdy już tam dojedziemy, zobaczymy obraz tak kontrastujący z realizmem, że aż groteskowy – parking drogich samochodów, za którym rozstawiony jest obóz rycerski. Rekonstruowanie rycerza to drogie hobby – zbroja i miecz, sukienne i jedwabne stroje nie kosztują już może równowartości wsi, ale spokojnie osiągają wartość samochodu.

W obozie widać więc z miejsca, kto jest panem, a kto ciurą obozowym – niepracującym uczniem, studentem czy uboższym kolegą. Różnice stanowe nie przeszkadzają jednak odtwórcom, a nawet czynią Grunwald bardziej realistycznym – w końcu ktoś musi stawiać obóz, gotować i nosić wodę, w czasie, gdy rycerstwo tłucze się żelazem po głowach. Choć młodzi rekonstruktorzy o wyjściu na pole bitwy z reguły marzą i czasem giermkowi poszczęści się i włoży zbroję w zastępstwie kontuzjowanego kolegi. Mogą też uczestniczyć w bitwie jako łucznicy, nosiwody, giermkowie, porządkowi.

Wideo: Muzeum Bitwy pod Grunwaldem

Nie każdy rekonstruktor chce też i ma zdrowie do tego, by stanąć w szrankach. Z kolei kobiety swoją rolę w rekonstrukcji widzą jeszcze inaczej. To artystki igły, krosna i koła garncarskiego, matki, żony i kucharki.

– Ja w obozie gotuję, ktoś przecież musi zrobić obiad – powiedziała rekonstruktorka. – Nie stać mnie na to, by być damą dworu – na to potrzeba kosztownych sunki i ozdób. W czasie najważniejszych turniejów kobiety w Loży Dam są ubrane w jedwabie i futra, a my w obozie nosimy len i wełnę. Kiedyś próbowałam walczyć w turniejach, ale to nie dla mnie.

Walki przyciągają tłumy widzów – rekonstruktorów i turystów. Rolą niewalczących kolegów, koleżanek i partnerek życiowych jest wspieranie stającego w szrankach rycerza – dopingiem czy osobiście, podając mu wodę, uzbrojenie, ubierając go. Na sukces mistrzów miecza pracuje całe bractwo.

Zobacz:

Odtwórstwo historyczne to pasja rodzinna – angażuje ona żony, mężów i dzieci, a czasem nawet trzy pokolenia. W tym roku w szrankach turnieju walk na długie miecze stanęli przeciwko sobie bracia, innemu rycerzowi tarczę wnosił jego ojciec, który właśnie skończył walki w turnieju seniorów. Widok ubranej w samodziałowe koszule dzieciarni jest na Grunwaldzie rzeczą naturalną.

I choć punktem kulminacyjnym Dni Grunwaldu jest sobotnia inscenizacja bitwy – starcie setek pieszych i konnych rekonstruktorów, kurz, pot, a czasem i krew – to nie dla każdego jest ona najważniejsza w tym wszystkim.

– Nie wyobrażam już sobie wakacji bez Grunwaldu, choć nie walczę. W tym wszystkim chodzi o klimat, wyrwanie się z zalatanego XXI wieku – mówi rekonstruktor Piotr.

Grunwald cechów i gildii kupieckich

W kramie z tkaninami

Grunwaldzkie rycerstwo nie chce wyjść na szlachtę, która, jak w porzekadle, szablę na sznurku nosi. W rekonstruktorskim obozowisku znajdziemy więc rzemieślników i kramarzy sprzedających wyroby niezbędne dla średniowiecznych wojowników, ich rodzin i służby.

– My zapewniamy tkaniny – powiedział kupiec Krzysztof Łobos. – A koledzy dookoła wszystko inne, od łyżki do zbroi.

W kramach i warsztatach rozstawionych pomiędzy obozowiskiem a Muzeum Bitwy pod Grunwaldem zobaczymy przy pracy kowali, płatnerzy, garncarzy, kaletników, plecionkarzy, krawców, bednarzy, stolarzy i wielu innych rzemieślników, których profesje już dawno zaliczono do zawodów odchodzących w zapomnienie. Każdy, tak turysta jak i rekonstruktor, może tu kupić biżuterię, broń białą, łuki i strzały, pancerze, tarcze, sukna, wełny i lniane samodziały na metry, lub gotowe stroje.

Rekonstruktorska wspólnota potrzebuje też AGD z epoki. Na straganach piętrzą się kotły, kociołki i rondelki, rogi, naczynia drewniane i ceramiczne, nie dziwi ogłoszenie stolarza: Wykonam krzesła (zydle), ławki, stoły i inny sprzęt obozowy i rycerski na zamówienie”.

Jak bardzo drogie jest to hobby powiedział nam białoruski rekonstruktor Zmicier:

– Starszy syn ma na sobie strój za około 100 dolarów. Żona – za 50. Mały nosi wyszywankę za jakieś 15 dolarów. Mój strój kosztował około 300 dolarów. A żelaza: mieczy, zbroi to już nie liczę.

Te drogocenne przedmioty początkujący rycerz może jednak zdobyć za cenę własnego potu, a czasem i krwii – rzemieślnicy i kupcy są sponsorami nagród podczas turniejów.

Zobacz: 

Przedsiębiorcy, choć na Grunwaldzie i innych rekonstrukcjach zarabiają, także są rekonstruktorami. Bez nich nie byłoby Grunwaldu, ale też bez takiego rynku zbytu nie mogliby wykonywać swoich, mało przydatnych w XXI wieku, zawodów. Dzięki takim imprezom pasjonaci dawnych rzemiosł mają dla kogo kuć, rzeźbić, tkać, pleść, szyć i haftować. Dla rekonstruktora-przedsiębiorcy Grunwald jest:

– Całym życiem. Celem, do którego się dąży przez cały rok. Nie można rozgraniczyć rekonstrukcji i pracy zawodowej – mówi Krzysztof Łobos nad belami tkanin.

Zresztą, rekonstruktorzy i w kwestiach gastronomicznych pozostają w wybranej przez siebie epoce – pija się tu mało popularne już wypitki, jak kwas chlebowy i miód pitny, jada to, co potwierdziły badania archeologów i historyków. Nawet grunwaldzki fast-food pozostaje w klimacie – można tu dostać kluski z okrasą i podpłomyki, żadnych frytek – ziemniaka jeszcze wtedy w Europie nie było.

Grunwald harcerski – dzieciństwo pod znakiem Zawiszy

Zlot harcerski rozbito pod flagami Orła i Pogoni

Po drugiej stronie pola bitwy stacjonują inne hufce i chorągwie. Od 46 lat (a więc 26 lat dłużej niż rekonstruktorzy) pod Orłem i Pogonią obozują polscy harcerze. XLVI Ogólnopolski Zlot Drużyn Grunwaldzkich jest imprezą, która w tym roku zgromadziła prawie 1400 młodych ludzi z całej Polski.

– Na zlot mogą przyjechać nie tylko drużyny grunwaldzkie ze Związku Harcerstwa Polskiego – mówi druhna Monika, programowiec imprezy. – Jesteśmy otwarci na wszystkie grupy, z każdej organizacji skautowej, także z zagranicy. W tym roku gościmy skauta z Norwegii. Mieli być też skauci z Mołdawii i Kazachstanu, ale nie udało się nam zdobyć dofinansowania na ich przyjazdu – mają do przejechania ładny kawał świata.

W tym roku na Zlocie Grunwaldzkim, oprócz Norwega, nie ma innych zagranicznych gości. Kiedyś byli tu Litwini, a nawet Amerykanie. Białorusinów członkini komendy sobie nie przypomina.

Zobacz:

Tygodniowe spotkanie młodzieży na polu bitwy to nie tylko okazja do nauki historii i patriotyzmu. To też czas odkrywania, nauki, poznawania przez zabawę. Pełnoletni harcerze pełnią na Grunwaldzie wolontariacką służbę – nie tylko uczą młodszych kolegów, ale też udzielają pierwszej pomocy turystom i rekonstruktorom w czasie inscenizacji. Także ich rękami sprzątane jest pole bitwy i trybuny.

– Zlot to jednak przede wszystkim okazja do spotkania starych znajomych. Harcerze wiedzą, kto przyjedzie w tym roku, spisują się w Internecie. Dlatego impreza się rozrasta.

Grunwald turystyczny, czyli “Krupówki”

Pierwsze stragany “Krupówek”

Obok rycerskiego i harcerskiego, jest też trzeci Grunwald – turystyczny. Kemping położony jest między obozowiskiem harcerskim a polem bitwy – pod amfiteatrem i Titanikiem” – modernistycznym pawilonem obsługi turystów.

Dla wielotysięcznych rzesz widzów, którzy co roku przyjeżdżają tu na sobotnią inscenizację bitwy, rozstawionych zostanie ponad sto straganów z jedzeniem, pamiątkami, demobilem i tandetą. Stoi tu już wesołe miasteczko i pasie się rycerski rumak” – zdjęcie w siodle 10 złotych. Dlatego też deptak od parkingu do Wzgórza Pomnikowego nazywany jest Krupówkami.

Jest i druga analogia z Zakopanem – co roku w dzień rekonstrukcji powiatowa szosa łącząca pole bitwy z krajową Siódemką jest jedną z najbardziej zakorkowanych dróg w Polsce. Rolnicy już dawno przestali obsiewać okoliczne pola – łąki są z początkiem lipca koszone i czekają, by stać się wielokilometrowym ciągiem płatnych parkingów.

Trzeba jeszcze dodać, że zarówno rekonstruktorzy, jak i harcerze, Krupówkami gardzą – to nie jest miejsce dla nich. Choć zapuszczają się tam w poszukiwaniu jarmarcznego klimatu, innego jedzenia i straganowych perełek.

Kogo pod Grunwald przyprowadził Witold?

Popiersia Władysława Jagiełły i Witolda w Muzeum Bitwy pod Grunwaldem

“Statystyczny Polak” poznaje odpowiedź oglądając Krzyżaków” Forda – wiemy, że Witold przywiódł na pole bitwy Litwinów i Tatarów. Tylko że to nie do końca tak prosta odpowiedź.

– O jakie tereny toczyła się ta wojna? – pyta Zmicier, rycerz z Brześcia. – O leżącą pomiędzy Prusami a Inflantami pogańską, lesistą Żmudź. Czy Witold mógł przyprowadzić ze Żmudzi wojska, które pokonałyby Krzyżaków? Nie! On przyprowadził Litwinów, którzy mówili po starobiałorusku, mieszkali na terenie współczesnej Białorusi. Litwini Witolda byli przodkami współczesnych Białorusinów, a nie Litwinów.

Jak doszło do tego, że mały bałtyjski naród wszedł w posiadanie całego dziedzictwa Wielkiego Księstwa Litewskiego

– To nie Litwini wzięli sobie naszą historię – mówi białoruski rekonstruktor. – Oni ją dostali od Rosji, przez bierność naszych i ukraińskich władz. U nas się nie mówi, że Białoruś była Wielką Litwą, Litwini nie widzą, że byli tylko częścią ruskiego Wielkiego Księstwa Litewskiego.

Świadomości tej nie mają również Polacy. Część naszych rodaków uważa Białoruś i Ukrainę za państwa sztuczne i nowopowstałe, a Litwę za kraj istniejący od czasów Mendoga i Giedymina. Zapominając przy tym, że większość mieszkańców Wielkiego Księstwa Litewskiego w XV wieku była prawosławna i posługiwała się językiem staroruskim, z którego potem powstały ukraiński i białoruski, w którym to języku spisany został Statut Litewski i wydrukowana pierwsza drukowana prawosławna Biblia – w 1517 roku przez Franciszka Skarynę.

Stronie litewskiej nie zależy jednak na prostowaniu historii:

– W dzień bitwy Żmudzini przyślą do obozu rycerskiego swojego mówcę, żeby opowiadał o wielkiej wiktorii Żmudzi i Polski – mówi brzeski rycerz. – O reszcie Wielkiego Księstwa nie powie ani słowa.

W tej sprawie zazwyczaj milczy także strona białoruska:

– Czasem nasze władze przypominają sobie o tym, że Grunwald to także białoruskie zwycięstwo. Na jubileusz w 2010 roku państwo wysłało rekonstruktorów na swój koszt autobusami. Ale to był jedyny raz. Teraz rycerze z Mińska jadą za swoje pieniądze – 2,5 tysiąca dolarów za autobus, plus wiza i wpisowe na zlot. Nie można się dziwić, że przyjeżdża ich mało – mówi rycerz Zmicier.

Zobacz też:

W środę wieczorem Zmicier i jego rodzina byli jedynymi białoruskimi rekonstruktorami, jakich znaleźliśmy pod Grunwaldem. Do obozu ściągnęli już rycerze Jagiełły, książąt mazowieckich i śląskich, a także rycerze i knechci Zakonu i miast pruskich. Obóz pod Pogonią jeszcze nie stanął – do końca nie będzie wiadomo, ilu Białorusinów przyjedzie, ze względu na wizy, na które polskie konsulaty nie dały zniżki.

Mimo to, jedno jest pewne – w sobotę historia znowu zatoczy koło, a wielki mistrz zwali się z konia na ziemię, potwierdzając porządek panujący w Europie.

Piotr Jaworski, belsat.eu/pl

Aktualności