Film o ostatnich dniach przywódcy Powstania Styczniowego na Białorusi. Polski pokaz przedpremierowy – jutro!


W dzisiejszych czasach wielu spogląda na Kastusia Kalinouskiego jako na popiersie z brązu, na suchą opowieść w książce, a był to żywy człowiek – ze swoim sumieniem i poglądami – podkreślił w rozmowie belsat.eu reżyser Walery Mazynski.

Jego film dokumentalny „Kalinouski. Ostatnie dni” ukaże się na antenie Biełsatu 20 marca, w przeddzień rocznicy śmierci bohatera narodowego Białorusinów. Przedpremierowy pokaz kinowy w Polsce – już jutro o 18.00 w warszawskim kinie Kultura. Wstęp wolny!

10
Reżyser Walery Mazynski podczas pracy nad filmem

Filmowa opowieść o Kalinouskim (pol. Wincentym Konstantym Kalinowskim) ma bardzo oryginalną formę: ostatnie dni przed wykonaniem kary śmierci rekonstruuje trupa teatralna, która próbuje zrozumieć postać powstańczego przywódcy zwracając się do dokumentów z epoki i odtwarzając relacje współczesnych.

Rolę przywódcy powstania odegrał w filmie aktor z Teatru Kupałauskiego w Mińsku Raman Padalaka, w ukochaną Kalinouskiego Marylę Jamont wcieliła się Hanna Charłanczuk – Jużakowa. Scenariusz napisał przykuty do wózka inwalidzkiego młody historyk i pisarz Zmicier Kuzmienka. Nie może mówić, ale wiele pisze – jest autorem zbioru wierszy.

Autor scenariusza Zmicier Kuzmienka z rodzicami
Autor scenariusza Zmicier Kuzmienka z rodzicami

„Przyzwyczailiśmy się, że o Kastusiu Kalinouskim wiele mówi się jako o bohaterze – powiedział w rozmowie z belsat.eu reżyser Walery Mazynski. – Ale co znaczy dziś to słowo? Co kryje się za tymi dźwiękami? Nadszedł czas, aby spojrzeć na Kalinouskiego inaczej, bo to nie popiersie z brązu, nie sucha opowieść w książce, ale żywy człowiek – ze swoim sumieniem, ze swoim układem nerwowym, błędami i poglądami…”

Kalinouski przez kilka miesięcy ukrywał się w Wilnie pod pseudonimem Ignacy Witożeniec. W mieście odbywały się wówczas publiczne egzekucje powstańców. Kalinowski przychodził czasem na nie i stał w tłumie, aby chociaż symbolicznie pożegnać się ze swoimi towarzyszami broni.

„Kastuś Kalinouski mógł ocalić życie za granicą – jak robili to inni – ale tego nie uczynił. Na pierwszym miejscu stała u niego odpowiedzialność przed powstańcami, których rozstrzeliwano, wieszano, zsyłano na Sybir… Ta ofiarność w imię idei, którą zrosiła krew jego popleczników, nie dała mu prawa się ukryć. To aktualny wątek również dla obecnej białoruskiej opozycji” – zauważa Mazynski.

Reżyser zdradza też, że chciał przybliżyć postać Kalinouskiego sobie, ale również ludziom, którzy dopiero zaczęli odkrywać dla siebie białoruskość.

„Węzeł solidarności to nie tylko zawołanie „Żywie Biełaruś!”, nie tylko przyczepienie biało-czerwono-białego znaczka, to coś znacznie więcej, czego przykład dał nam Kastuś Kalinouski. Uświadamiał on sobie, że może ponieść klęskę w walce z Rosją, że Polska może nie zgodzić się dać wolności krajowi białoruskiemu, ale poszedł do końca. Dziś Białoruś de iure jest niepodległa, ale de facto nie jest samodzielna. I jest dla nas wciąż aktualne, na ile zdołamy obronić swoją Ojczyznę. Ojczyzna to nie tylko kawałek ziemi, lecz przede wszystkim ludzie, którzy poświęcili siebie, którzy są duchem narodu” – uważa autor filmu.

Zdaniem reżysera, los Kastusia Kalinouskiego pod wieloma względami powtórzył Raścisłau Łapicki, organizator i przywódca antykomunistycznego, podziemnego, uczniowskiego ruchu oporu w okolicach Miadzioła i Smorgoni w latach 1948 – 1950. Rozstrzelanemu przez bolszewików Łapickiemu Walery Mazynski poświęcił film „Jak poszuh małanki” (Jak lśnienie błyskawicy).

belsat.eu

Czytajcie również >>> Biełsat zaprasza na przedpremierowy pokaz filmu „Kalinowski-ostatnie dni” w Warszawie

Aktualności