Ekspert wojskowy: Rosja może zechcieć przesunąć kompleksy rakietowe na zachód Białorusi


Czy nowe obiekty NATO na wschodniej flance wywołają reakcję Kremla?

Mijający tydzień rozpoczął się od wizyty w Mińsku ministra spraw zagranicznych Siergieja Ławrowa i praktycznie zbiegł się w czasie z uruchomieniem bazy antyrakietowej w Rumunii – pierwszej naziemnej w Europie. Do ubiegłego tygodnia systemy startowe instalowano tylko na amerykańskich i holenderskich okrętach w Morzu Śródziemnym.

„W kwestiach bezpieczeństwa europejskiego podzielamy zaniepokojenie w związku z tym, że nasi koledzy z państw NATO próbują eskalować konfrontację, przesuwać infrastrukturę wojskową na wschód” – oświadczył Ławrow.

Na wschód i trochę na północ: po otwarciu 12 maja bazy w Rumunii, 13 maja wmurowano kamień węgielny pod budowę nowej – na północy Polski. Zgodnie z oświadczeniami NATO ten parasol ma bronić obszaru Sojuszu. Ale wcale nie przed Rosją.

„Ta baza, która powstanie w Redzikowie to kopia systemu obrony przeciwrakietowej okrętów klasy Aegis. To nie potężna baza z setką rakiet, ale malutka instalacja z radarem i małą liczbą systemów startowych, zdolna przechwytywać pojedyncze rakiety lecące z Iranu, lub ogólnie z Bliskiego Wschodu” – wyjaśnia Marcin Terlikowski z Instytutu Spraw Międzynarodowych.

Z jednej strony, Iran podpisał z USA porozumienie o zaprzestaniu prac nad swoim programem jądrowym. Z drugiej – po co Iran miałby bombardować Rumunię i Polskę?

„To chęć uruchomienia własnego potencjału wojskowego – z jednej strony. Z drugiej – w perspektywie mogą oni udoskonalić system, aby zmniejszyć potencjał jądrowy Rosji” – uważa białoruski ekspert wojskowy Aleksander Alesin.

Po wydarzeniach na Ukrainie NATO musi dbać o obronę potencjalnych ofiar Putina przy pomocy starych, dobrych metod – żołnierzy wojsk lądowych.

„Uważam, że przejście do obecności u nas batalionów jest kolejnym krokiem. Myślmy, dokąd pójdziemy potem” – zauważył premier Estonii Taavi Rõivas.

Skutek obecności „zielonych ludzików” na Krymie to nie parasol antyrakietowy, ale możliwe bazy z żołnierzami w państwach bałtyckich.

„To nie tak, że Rosja siedzi i myśli: „jak możemy wtargnąć do państw bałtyckich?” Uważam, że bardziej to strach: jeżeli państwa bałtyckie da się łatwo „zerwać z drzewa”, może to spowodować pewną pokusę w Moskwie” – uważa politolog Mark Galeotti.

Polityka NATO wobec takich pokus zostanie określona na lipcowym szczycie NATO w Warszawie.

„Poszerzenie obecności wojskowej w Polsce, na Litwie i Łotwie to bezpośredni rezultat rosyjskiej agresji na Ukrainę oraz agresywnej polityki wojskowej wobec NATO: bliskich przelotów samolotów oraz prowokacji granicznych” – kontynuuje Marcin Terlikowski.

NATO poszerza swoją obecność nie tylko swoją obecność na Bałtyku, lecz i Adriatyku: 29. członkiem Sojuszu zostanie słowiańska Czarnogóra.

W tym roku Białoruś może okazać się wciśnięta pomiędzy dwóch bokserów. A zawiązywać rękawice zaczynają oni już dziś.

„NATO wywołuje u Rosji chęć przesunąć swoje kompleksy rakietowe Iskander o przeznaczeniu operacyjno-taktycznym bardziej na Zachód. Do Kaliningradu Rosja może przesunąć je swobodnie, ale z Kaliningradu całego terytorium Polski zająć się nie da. Dlatego istnieje chęć wykorzystania zachodnich regionów Białorusi” – sugeruje Aleksander Alesin.

Jeżeli takie myśli rzeczywiście pojawią się na Kremlu, to pytanie będzie polegać na tym, jak do tego skłonić Aleksandra Łukaszenkę. Wszystko mogą popsuć Iskandery. Białoruski przywódca dopiero co zaczął nową spiralę ocieplania relacji z Zachodem. W piątek odwiedził Rzym. To była jego pierwsza wizyta w kraju UE po zdjęciu z niego sankcji przez Brukselę.

Dzianis Dziuba

Materiał ukazał się w programie „Praswiet”. Oto jego całe ostatnie wydanie:

belsat.eu

Aktualności