Dziennikarz z Grodna: moja żona rozpłakała się, gdy dowiedziała się o nowej sprawie


Andrej Mjeleszka – znowu znalazł się na celowniku białoruskich władz. Przeciwko niemu wszczęto już trzecią w tym roku sprawę za pracę bez akredytacji.

„Jeden znajmy powiedział, że oni nie dadzą pracować dopóki nie wyjadę (z kraju – Belsat.eu). Jednak ja nie zamierzam wyjeżdżać z Białorusi” – powiedział dziennikarz w rozmowie z Biełsatem.

Mjeleszkę zdziwiło tylko, że przyczyną prześladowania nie są jego artykuły poświęcone polityce a reportaże nt. kultury i ekologii.

„Te sprawy mają ogromy wpływ psychologiczny na moją rodzinę: na matkę, która choruje na serce; babcię, która nie wstaje z lóżka; na żonę, która teraz przebywa w domu małym dzieckiem. I to wpływa psychologicznie nie na mnie, człowieka zahartowanego w takich rzeczach, ale na ludzi, którzy są cały czas ze mną” – dodaje dziennikarz.

Według dziennikarza, jego żona gdy dowiedziała się o kolejnej sprawie zaczęła, a matka gdy zobaczyła milicjantów, którzy przyszli wręczyć wezwanie zareagowała b. emocjonalnie.

Mjeleszka w tym roku został dwukrotnie skazany za pracę  bez akredytacji. W czerwcu otrzymał grzywnę (w przeliczeniu) ok. 1400 zł, w październiku – ok. 1600 zł. Powodem skazania były jego artykuły zamieszczone na stronie „Białoruskiego Radia Racyja” poświęcone akcji grodzieńskich lekarzy na rzecz zdrowia serca i stworzeniu nowego rezerwatu w obwodzie grodzieńskim. Podstawą wyroków było złamanie paragrafu 22.9 cz. 2 Kodeksu Postępowania Administracyjnego(„nielegalne wytwarzanie i rozpowszechnianie produkcji medialnych”). Białoruskie prawo medialne nakłada obiowiażek na dziennikarzy otrzymania akredytacji w Ministerstwie Komunikacji.

jb/Biełsat

Aktualności