Dzień przed śmiercią rosyjskiego dziennikarza jego dom odwiedzili zamaskowani ludzie


12 kwietnia Maksim Borodin w niewyjaśnionych okolicznościach wypadł z okna – dzień wcześniej alarmował, że jego dom został obstawiony przez uzbrojonych ludzi. Dziennikarz z Jekaterinburga pisał ostatnio o rosyjskich najemnikach w Syrii.

O swoim ostatnim kontakcie z dziennikarzem napisał na swoim profilu facebooka jego przyjaciel Wiaczesław Baszkow. Według jego relacji Borodin 11 kwietnia o 5 rano zadzwonił do niego i przestraszonym głosem poinformował, że na jego klatce schodowej chodzą ludzie w maskach, a na jednym z balkonów widać człowieka z bronią. Dziennikarz sądził, że wkrótce może się spodziewać wyważenia drzwi i wtargnięcia do mieszkania. Prosił Baszkowa, który jest aktywistą lokalnej grupy obserwatorów wyborczych o znalezienie mu adwokata. Po jakimś czasie Borodin zadzwonił ponownie, twierdząc, że się pomylił, i że były to prawdopodobnie jakieś ćwiczenia służb specjalnych. Potem Baszkow dowiedział się o tajemniczej śmierci dziennikarza i złożył zeznania na policji.

Tymczasem współpracownik Aleksieja Nawalnego Leonind Wołkow, który również znał Borodina, w swoim wpisie na facebooku sugeruje, że jekaterynburski dziennikarz miał problemy z alkoholem i czuł się nikomu niepotrzebny. A do tego nie udało mu się znaleźć pracy w Moskwie w niezależnych mediach.

– Historia Maksima Borodina nie dotyczy tylko niego. I nie jest o tym, jak reżim dosłownie zabija dziennikarza, który pisze na niewygodne tematy. Nie. To historia o tym, jak reżim zabija tysiące dziennikarzy (socjologów, politologów, prawników, ekonomistów), pozbawiając ich perspektyw, sprawiając, by wybierali każdego dnia między honorem a kawałkiem chleba, budując niski sufit możliwości i wąskie mury nieformalnej cenzury. I oto jeszcze jeden pijący dziennikarz w ścianach swojego biednego mieszkania widzi świat tylko za niską balustradą balkonu – napisał na swoim profilu Facebooka.

O śmierci dziennikarza powiadomiło Radio Swoboda. Polina Rumiancewa, redaktor naczelna jekaterynburskiej agencji informacyjnej Nowyj Dień, gdzie pracował Borodin, nie wykluczyła, że jego śmierć nie była przypadkiem ani samobójstwem. Jej zdaniem Borodin nie miał powodów do targnięcia się na własne życie.

Borodin był jednym z dziennikarzy, którzy pisali o incydencie zbrojnym z 7 lutego, gdy w Syrii najemnicy z grupy Wagnera zginęli w ostrzale sił lotniczych pod dowództwem USA. Według doniesień medialnych najemnicy wraz z syryjskimi wojskami rządowymi próbowali odbić pole naftowe kontrolowane przez sprzymierzoną z USA arabsko-kurdyjską milicję pod nazwą Syryjskie Siły Demokratyczne (SDF). Władze w Moskwie podały jedynie, że udzieliły pomocy obywatelom Rosji i że w incydencie nie brali udziału żołnierze rosyjskich sił zbrojnych.

jb/belsat.eu wg PAP

Aktualności