Dzieci nienawiści. Dlaczego „Sowiecka Białoruś” opublikowała donos komunistki


Moskwa. Grób Stalina. 2017 rok.
Zdj. AP/Aleksandr Zemlianichenko

Wiele lat temu wiecznej pamięci reżyser Michaił Ptaszuk opowiadał mi, jak powstawał film „Kooperatyw Politbiuro”. Zgodnie z fabułą profesjonalni aktorzy przeistaczając się na scenie w znane postacie czasów sowieckich – Stalina, Breżniewa, Chruszczowa i Czapajewa, jeździli po prowincji i zarabiali pieniądze na koncertach.

Znakomity artysta Alaksiej Piatrenka grał Stalina. Kolejny epizod kręcono w Grodnie. Jako statystów do miejscowego teatru obwodowego zaproszono weteranów i emerytów, czyli „dzieci” czasów stalinizmu.

Sala była przepełniona. I gdy na scenie ucharakteryzowany na Stalina Piatrenka powiedział frazę: „brakowało wam towarzysza Stalina?”, brawo bili mu na stojąco (nikt o to nie prosił) ponad dziesięć minut.

Ta scena jest w filmie. Szczególne wrażenie robi fakt, że scena była całkowicie spontaniczna, a ludzie dobrze wiedzieli: przed nimi nie stoi prawdziwy „przywódca”, ale zwykły aktor.

To wszystko przypomniało mi się w związku z listem emerytki z Postaw Rehiny Łastouskiej, który rok temu wysłała w prywatnym liście do redaktora prezydenckiej gazety „SB. Biełaruś siegodnia” – bardziej znanej jako „Sowietskaja Biełorussija”. W ostatnich dniach ten pełen nienawiści list stał się niemalże „wydarzeniem informacyjnym”.

Łastouskaja ostrzegała w nim redaktora naczelnego „SB” przed zagrożeniem, jakim jest „nacjonalistyczna” według niej partia Białoruski Front Narodowy. Komunistka pisała w nim m.in. o „hitlerowskich gestach” i okrzykach „Niech żyje Białoruś!”. Po publikacji listu jego autorka zwróciła się do Ministerstwa Informacji z prośbą o zbadanie sprawy – jak podkreśla, pismo było zaadresowane do redaktora naczelnego i nie dla druku.

Jest całkowicie jasne, dlaczego został on umieszczony na stronie „głównej gazety kraju” i w papierowej wersji jednej z podległych Jakubowiczowi gazet. Tak jak to, dlaczego zrobiono to właśnie teraz.

Nie rozumiem tylko po co to było samemu Pawłowi Izotawiczowi Jakubowiczowi [redaktor naczelny gazety – od red.] , którego osobiście uważam za bardzo ostrożnego człowieka i może cynicznego, ale jednak profesjonalistę…

On nie mógł nie widzieć, że publikacja listu obmierzłej komunistki wygląda na odpowiedź KGB (albo FSB) na próbę „miękkiej białorutenizacji”.

Dokładniej, wygląda na reakcję na wyjście spod kontroli oficjalnej ideologii.

Dotyczy to szczególnie utworzenia narodowego uniwersytetu. Studenci, którzy się nikogo nie boją, nie będą właściwie głosować… Stąd i atak na opozycyjną deputowaną Alenę Anisim i świadome zamienienie wszystkiego co narodowe na nacjonalistyczne.

Najmniej chce mi się szczegółowo analizować tekst listu, który przedstawia sobą mieszankę abrakadabry i populizmu. Słyszymy to od 1994 roku, bo zamieniać „białe” „czarnym” zaczęli już wtedy. Wystarczy wspomnieć paszkwil dokumentalny „Dzieci kłamstwa”…

Tak jak pan Jakubowicz, dobrze wiem, że ani wtedy, ani teraz nikt ze zwolenników odrodzenia narodowego nigdy nie witał się hitlerowskim gestem, a „prawdziwe opowieści” o jakichś „przestępstwach nacjonalistów z BNF” są niczym więcej, jak plotkami służb specjalnych.

Tak więc człowiek, który przychodził do Łastouskiej (jeżeli tak było w rzeczywistości, a nie jedynie w wyobraźni emerytki) najpewniej był „bojownikiem niewidzialnego frontu” [agentem służb bezpieczeństwa – od red.], który stworzył w ten sposób zmodernizowaną wersję bajki o Pawliku Morozowie.

Dlaczego wydrukowano to, co było „nie dla druku”, jest także całkowicie jasne. Bardzo dobrze powiedział o tym pisarz Dowłatow – winnym represji jest nie tylko Stalin, ale i miliony tych, którzy pisali donosy…

Pamiętam, jak w pierwsze dni puczu w 1991 roku dostałem pod rząd trzy listy z Borysowa. Przychodziły 19, 20 i 21 sierpnia 1991 roku.

Pierwszy był podpisany „pułkownik, weteran Sił Zbrojnych”. Następnego dnia pojawiło się jeszcze „uczestnik Wielkiej Wojny Ojczyźnianej”, a po kolejnym dniu jeszcze „inwalida drugiej grupy”.

W pierwszym autor pozdrawiał członków GKCzP [Państwowego Komitetu ds. Stanu Wyjątkowego] – specjalnie nie przekładam skrótu na język białoruski. W drugim wzywał do pomyślenia o legalności, a w trzecim potępiał „wrogów ludu”, którzy aresztowali Gorbaczowa

Nie trudno zauważyć, że „ton” zmieniał się w zależności od biegu wydarzeń. Ale trudno uwierzyć, że odbywało się to w ciągu trzech dni, autorstwo należy do jednego i tego samego człowieka i także było „nie dla druku”…

Przypominam, że właśnie od takich rzeczy kiedyś zaczęła się „sprawa lekarzy” i wiele, wiele innych. Właśnie to jest istotą systemu, który tak kocha komunistka Rehina Narbertauna Łastouskaja.

Jak to mówią, wszystko tu jest jasne. Ale na koniec pozostało mi jeszcze jedno pytanie: Czy język białoruski, który Łastouskaja słyszała w dzieciństwie, także zniszczyli „uświadomieni”?

Alaksandr Tamkowicz, PJ/belsat.eu

Alaksandr Tamkowicz (ur. 1963 w Oszmianie) jest białoruskim publicystą, dziennikarzem i pisarzem. Początkowo pisał dla wojskowej gazety „Wo sławu rodinie”, potem dla białoruskojęzycznej państwowej „Zwiazdy”. Od 1998 roku pełnił funkcję wiceprezesa Białoruskiego Stowarzyszenia Dziennikarzy. Jego książki dotyczą tematyki społecznej i politycznej, głównie zaś białoruskiego ruchu opozycyjnego.

Czytaj także:

Aktualności