„Do domu!” – Putin nakazał dzieciom urzędników porzucić naukę za granicą


Zgodnie z rekomendacją prezydenta, dzieci i rodzice rosyjskich urzędników muszą wrócić do kraju, informuje portal Znak.com

I nie ma tu wyjątków. Rodziny pracowników państwowych od najniższego do najwyższego szczebla mają zakończyć zagraniczną edukację lub leczenie, wrócić do Rosji i tam je kończyć. Tak głosi polecenie, które wyszło z kancelarii samego Prezydenta, a do wiadomości publicznej informację tą podaje portal Znak.com, powołując się na aż pięć źródeł.

Sprawa jest poważna, bo chodzi tu o prestiż Rosji i jej elit, które to już nie raz zostały oskarżone o hipokryzję. Z jednej bowiem strony politycy głoszą patriotyczne hasła i ostrzegają przed zaciskającym się wokół Rosji pierścieniem wrogów, a z drugiej strony wysyłają swoje potomstwo już nie do Moskwy czy Petersburga, a do Oxfordu, Cambridge czy na Sorbonę. Teraz kwiat rosyjskiej młodzieży będzie musiał zarzucić zagraniczne nauki,  nie kończąc studiów a przepisując się na odpowiednie kierunki w kraju. To samo dotyczy rodziców urzędników i polityków leczących się w zagranicznych sanatoriach i szpitalach. Wyjątek stanowią osoby, które zrzekły się rosyjskiego obywatelstwa. Rekomendacja Władimira Putina ma być wykonana ze skutkiem natychmiastowym – inaczej pod znakiem zapytania stanie dalsza kariera adresatów pisma, co też miało już kilka razy miejsce w  ciągu ostatnich miesięcy – komentuje rozmówca Znak.com.

„Duże dzieci, duży kłopot”

Urzędujący za granicą narybek rosyjskich urzędników co jakiś czas staje się tematem coraz to nowych skandalów. Dla przykładu, w 2012 roku antyputinowski polityk i aktywista Alieksiej Nawalny podał na swoim blogu informację, że za granicą uczą się wszystkie trzy córki Siergieja Żelezniaka, aktywnego polityka prezydenckiej „Jednej Rosji”. Za granicą odebrał wykształcenie i zamieszkał także syn pani senator Elieny Mizulinej – przewodniczącej komisji senackiej do spraw rodziny, kobiet i dzieci.

Związani z administracją prezydenta komentatorzy podają przykład byłego już prezydenckiego rzecznika praw dziecka Pawła Astachowa, którego jeden syn uczy się za granicą, drugie zaś dziecko urodzone zostało we francuskim Cannes. Zachodnioeuropejskie aspiracje i liczne skandale, w które uwikłany jest były urzędnik miały doprowadzić do jego dymisji.

Z kolei Siergiej Ławrow, rosyjski minister spraw zagranicznych znany z oskarżania amerykańskich polityków o rusofobię i odgrażania się im uzbrojonymi argumentami, na studia do USA wysłał swoją córkę Jekaterinę. Według czasopisma Tatler, po powrocie do ojczyzny panna Ławrowna mówiła po rosyjsku z wyczuwalnym akcentem.

„Przykład należy brać z góry”

Nie można się jednak Rosjanom dziwić, gdyż w tym państwie przykład zawsze idzie z góry. Dzieci rosyjskiej arystokracji pobierały edukację na zachodnich uczelniach przez od XVIII wieku do 1917 roku, a dla najlepszych studentów (np. Akademii Sztuki) grant na zagraniczne studia był największą nagrodą. Sytuacja zmieniła się wraz z nastaniem władzy radzieckiej, co oczywiście łatwo zrozumieć. Ale już wnuk Borysa Jelcyna, również Borys uczył się poza krajem, do którego później jednak wrócił. Nauki poza Rosją pobierały również córki Władimira Putina, które jednak postanowiły do ojczyzny nie wracać. Jego córka Maria, mieszkająca w 2014 roku w Holandii stała się nawet celem  antyrosyjskich holenderskim protestów, po tym, jak nad Donbasem zestrzelony został Boeing z Holendrami na pokładzie.

„Cudze chwalicie, swojego nie znacie”

W 2013 roku deputowani Komunistycznej Partii Federacji Rosyjskiej podnieśli w Dumie Państwowej pomysł zakazu posiadania przez urzędników państwowych kont i aktywów za granicą. Inicjatywa została odrzucona. W tym samym roku do wszystkich frakcji rosyjskiego parlamentu przyszło pismo z stowarzyszenia przedsiębiorców do spraw rozwoju „patriotyzmu biznesowego”. Według nich młodzież ucząca się za granicą „może paść ofiarą werbowania” przez wrogie Rosji siły. Apel przeszedł bez echa, prawdopodobnie dlatego, że przedsiębiorcy zapomnieli o parlamentarnych wakacjach i zaczynających się przedwyborczych tourne.

Rosyjski politolog Witalij Iwanow uważa, że prezydenckie pismo jest reakcją spóźnioną. „Edukacja dzieci rosyjskiej elity za granicą jest tematem ciągłych pretensji i żartów pod adresem reżimu. Na państwowym poziomie rzekomo podtrzymuje się patriotyzm i antyzachodnie nastawienie, a równocześnie dzieci urzędników uczą się za granicą. Nie można służyć dwóm bogom, trzeba wybrać. Jeśli taka tendencja będzie inicjowana i realizowana, przyniesie to negatywne konsekwencje, których i teraz nie brakuje”.

Kolei moskiewski politolog Stanisław Biełkowski uważa, że na decyzję władz trzeba patrzeć z pragmatycznego punktu widzenia. Ma to być ruch, który wzmocni władzę Putina nad otaczającymi go „elitarnymi” politykami. Dodatkowo, możliwe że Głowa Federacji Rosyjskiej czerpie z doświadczeń prezydenta Turcji Erdogana, który po letnim zamachu stanu zakazał wyjazdów tureckim uczonym. Może i Putin boi się wykształcenia na zachodzie silnej rosyjskiej opozycji?

Jak jednak pokazuje praktyka, dzieci władz po powrocie do domu często same wspierają „tą właściwą” władzę. Tak było z córką prezydenta Uzbekistanu Islama Karimowa. Tak było też z samym wodzem Korei Północnej Kim-Dzong-Unem, który przez mieszkał i uczył się w Szwajcarii jako syn kierowcy z koreańskiej ambasady. Także może i Władimir Putin nie ma się o co martwić?

Aktualności