Czyhunka: Kukiełka ma dość! Bohater Noworosji odkrywa, że Kremlem zawładnął postmodernizm


Wyobraźcie sobie książkę, albo film, której główny bohater nagle zdaje sobie sprawę, że coś jest nie tak, a jego życie toczy się nie w realnym świecie, ale na kartach papieru, czy celuloidowej taśmie (albo raczej nośnikach elektronicznych). I nagle zamiast odgrywać swoją rolę, zaczyna mówić o tym dziwnym przeczuciu.

Niedawno ukazał się wywiad z b. liderem donieckich separatystów Igorem Girkinem – Striełkowem. Pułkownik Striełkow jest rozczarowany tym co się dzieje w Doniecku. Uważa, że projekt, który rozpoczął, gdy wraz ze swoim oddziałem zajął Słowiańsk, został podstępnie zakończony przez Kreml, który na domiar złego swoją porażkę przykrywa rozpoczęciem operacji w Syrii. Pod koniec wywiadu zresztą wypowiada znamienne słowa:

„To polityka symulakry, tak – przywykli do tworzenia symulakr i wymyślili, że można je budować bez końca, że można realną politykę zagraniczną zastąpić symulakrą, prawdziwą propagandę – symulakrą, wojnę symulakrą. Ludzi oduczyli się robić czegokolwiek – tylko zrobić ładną fasadę, czymś ją podmalują, pozłocą i umyją.”

Oto prosty i prostoduszny oficer GRU i FSB używa nagle nieznajomego cudzoziemskiego słowa –  symulakra. A cóż to takiego? Termin ten został wprowadzony do socjologii przez francuskiego myśliciela Jeana Baudrilliarda  jeszcze w 1981 r.

Osią jego teorii w skrócie jest przekonanie, że media, które powinny odzwierciedlać rzeczywistość, dawno straciły z nią kontakt i produkują niekończący się zestaw znaków i symboli, które nie odsyłają do rzeczywistości jako takiej, ale same do siebie. Nie można więc odróżnić wyobrażenia od oryginału. Media, które kiedyś chciały być mapą rzeczywistości – stały się już tylko obrazkiem reprezentującym same siebie. Żyjemy zatem nie w rzeczywistości przedmiotów, symboli czy pojęć, ale w świecie symulakr, sprytnie udających to co niegdyś było prawdziwe.

Baudrilliard jest uznawany za teoretyka i krytyka postmodernizmu – czyli epoki, w której wszystko jest konstruowane i płynne, a człowiek podatny na manipulacje jak nigdy przedtem.

A więc Rosja to ogromna symulakra? Ciekawe, że odkrycie postmoderniczności Rosji nastąpiło właściwie już na przełomie wieków – za sprawą powieści Wiktora Pielewina „Generacja P”. Pisarz już w 1999 r. zdał sobie sprawę i opisał, że odrodzona Rosja po 70 latach Związku Radzieckiego buduje się głównie nie na instytucjach, ale na przekazie medialnym. I stąd przewrotna koncepcja, że Rosją sterują nie prawdziwi politycy i oligarchowie, ale ich wyobrażenia stworzone w technice 3D. No i trzeba wymyślić też na nowo ideę narodową – czym w ponowoczesnej Rosji już nie zajmują się filozofowie, ale specjaliści od reklamy.

„Mieliśmy komunizm, ale on skończył się i nie mamy żadnej takiej idei oprócz forsy. […] Rosji potrzebna jest prosta i jasna idea narodowa, żebym ja mógł każdemu sukinsynowi z Harvardu objaśnić na palcach. Żeby oni nie myśleli, że oni tam w Rosji nakradli pieniędzy i postawili żelazne drzwi. Żeby te skurwysyny poczuły taką duchowość jak w 1945 pod Stalingradem”.

Takie zadanie stawia jeden z bohaterów filmu Wawiłonowi Tatarskiemu – świeżo upieczonemu copywriterowi. Większość państw już dawno wymyśliła swoje idee – jej przyszło to robić całkiem niedawno. I idea ta okazała się absolutnie postmodernistyczną chimerą. Rosja z trójkolorową flagą i sowieckim hymnem zamienia się w postmodernistyczną hydrę: sławi ZSRR, zwycięstwo nad faszyzmem, odbudowuje Cerkiew Chrystusa Zbawiciela, którą odwiedza prezydent – w przeszłości funkcjonariusz organizacji, która ta cerkiew zwalczała. Stawia pomniki Stalinowi i carom.

Kremlowska elita walczy z globalizacją niczym zachodnia lewica, nawet nie ukrywając dacz, jachtów i zegarków za miliony dolarów. Rosja jest naraz konserwatywna, lewicowa, pacyfistyczna, militarystyczna, kapitalistyczna i komunistyczna. Zewnętrzny obserwator pochodzący z kraju demokratycznego aż przeciera oczy ze zdumienia, jak taka hybryda może istnieć. Jednak ona istnieje dzięki sprytnej propagandzie.

I jeśli w pojęciu Girkina rosyjska polityka jest tworzeniem symulakr, to znaczy, że prawdziwą, choć skrywaną ideologią państwową jest swoisty postsowiecki postmodernizm. A oświecenie Girkina można porównać do oświecenia, jakiego doznaje Jimmy Carrey w filmie „Truman Show”, albo Harold Crick z filmu „Stranger than Fiction”, który nagle zaczyna słyszeć w głowie głos narratora i zdaje sobie sprawę, że jest bohaterem cudzej powieści.

Girkin jest postacią, która symbolizuje rosyjski stosunek do rzeczywistości. Oficer GRU i FSB, który uwielbia przebierać się w mundury, najczęściej białego carskiego oficera i biegać z sobie podobnymi po wyimaginowanych polach bitew. Nagle taki człowiek zostaje namówiony/dostaje zadanie, by wywołać „spontaniczne” powstanie w Donbasie w imię wyzwolenia jego mieszkańców od „faszystowskiej” junty. I na terytorium, na którym nigdy nie było konfliktów etnicznych, wybucha prawdziwa już wojna, w której giną tysiące, a setki tysięcy są zmuszone do ucieczki.

Wszystko to się dzieje przy aktywnym wsparciu rosyjskich mediów, które w ciągu kilku miesięcy wywołują atmosferę histerii, oskarżając Ukraińców o wszelkie zbrodnie łącznie z krzyżowaniem dzieci na głównym placu Słowiańska. Sam Girkin to człowiek symulakra – pisarz powieści fantasy, oficer FSB, któremu wydaje się, że jest oficerem carskiej armii, idzie na wojnę z Ukrainą, która w rosyjskich mediach porównywana jest z walką III Rzeszą i wielką wojną ojczyźnianą niemal.

Te dwa symbole święte dla Rosjan zostały w koncertowy sposób oderwane od swoich realnych znaczeń w imię doraźnej polityki. Girkin – wymarzony kandydat na piękną śmierć gdzieś na szańcach Doniecka, wraca jednak do Rosji i żyje sobie dostatnie z piękną narzeczoną. Nie wiadomo, czy uciekł z Donbasu, bo nie chciał grać według scenariusza suflowanego mu przez Moskwę i wycofał się ze Słowiańska bez walki. Ale w ten sposób nie dał rosyjskim mediom prawa do mówienia o donbaskim „Stalingradzie” i sławienia bohaterskiej śmierci jej obrońców. Lub wręcz odwrotnie – wycofał się, bo było to zgodne z rosyjskim scenariuszem przewidującym, że Noworosja nigdy nie powstanie. Girkin, którego chyba uwiera rola człowieka-symulakry, zasypuje teraz sieć swoimi selfie w objęciach narzeczonej. Jakby chciał udowodnić wszystkim, że istnieje naprawdę jako człowiek z krwi i kości, a nie jako pobladła ikona walki z ukraińskim faszyzmem.

Symulakra krytykuje Kreml za tworzenie symulakr. Teraz Girkin odkrywa, że on i naród rosyjski żyje w jakiejś postmodernistycznej płynnej rzeczywistości, gdzie liczy się pozór – obrazek w telewizji czy filmik w internecie. Wczoraj wyzwalaliśmy Donbas, dziś już walczymy z terroryzmem Syrii. Zresztą wzywanie przez Putina krajów zachodnich do utworzenia antyterrorystycznej „koalicji antyhitlerowskiej” samo w sobie jest pomysłem użycia starego symbolu kompletnie w oderwaniu od właściwego kontekstu. Co będzie jutro? Podbój bezludnej Arktyki? Wyprawa na Marsa? Nikt nie wie.

Do Rosji zachodnie prądy intelektualne zawsze docierają z opóźnieniem, a jak się już zakorzenią, to powstaje karykatura. Tak było z marksizmem, tak jest z postmodernizmem. Postmodernizm miał u swojej podstawy dystans i ironię zakładając, że większość rzeczy to kreacja i twórcy postmodernistyczni z natury puszczali oko do publiczności. W Rosji jest inaczej – Rosjanie, a przede wszystkim ich władza ze śmiertelną powagą traktują stworzony przez siebie świat. Wczoraj #Krymnasz dzis #Damaszeknasz

Politykę rosyjską można by traktować w kategoriach postmodernistycznej zabawy jako nieustanną żonglerkę symulakrami. Jest ona robiona przez sprytnych polittechnlogów i specjalistów od manipulacji i reklamy, wiernie podążających szlakiem wyznaczonym przez Jima Jarmusha, który niegdyś powiedział:

„Kradnij zewsząd to co współgra z twoją inspiracją albo napędza twoją wyobraźnię.[…] Autentyczność jest bezwartościowa: oryginalność nie istnieje”.

Ukrzyżowany chłopiec w Słowiańsku to motywy wzięty z „Gry o tron”, Boeinga nad Donbasem zestrzelił wklejony w Photoshopie na mapę z Googla  ukraiński Su-27, obecność Putina w TV nie odzwierciedla jego kalendarza, ale jest zaprogramowaną  serią przygotowanych zawczasu antenowych „konserw”.

Niestety to nie tylko żonglerka obrazami TV, postami i filmikami kreowanymi przez internetowe brygady. Jest coś, co każe nam nie zapominać, że istnieje rzeczywistość poza telewizją i internetem. Pociski wystrzelone przez Rosjan w wojnie na Ukrainie jak okazało się były narzędziem w tworzeniu kolejnej symulakry. Jednak rodziny zabitych i tysiące uciekinierów zdarzyły się z twardą, niekwestionowaną rzeczywistością.

Maksym Czyhunka/Biełsat

Aktualności