Dawno, dawno temu przez żyzne pola i łąki Białorusi biegła rura – przez którą od Cara Gazproma do Europy ciekł gaz. A troszkę tego gazu brał Białoruski Kniaź, by jego lud miał się czym ogrzać i strawę ugotować. Gaz płynął sobie, jednak nie za darmo, co smuciło Kniazia Białoruskiego, który w wielkiej przyjaźni z Carem Gazpromem chciał żyć.
– Dość, tyle za wasz gaz płacić nie będziemy – powiedział pewnego dnia – i nie zapłacił.
Car Gazprom nie myślał długo.
– Taki jesteś? I kurek zakręcił, ale nie całkiem, bo przecież w tej Europie też chcieli się ogrzać i strawę ugotować.
Białoruski Kniaź na to odrzekł
– Wy nam zabieracie gaz, by lud w zimnie siedział i zakąski na zimno zajadał? – a masz.
I bach – zamiast gaz do Europy puścić – ludowi go dał swojemu.
Na końcu car z kniaziem siedli razem i dogadali się – Białoruś zapłaciła dług, ale i sobie więcej złota zabrała za to, że w jej rurze gaz na Zachód płynął.
Potem Car Gazprom podumał jednak.
– Po co nam płacić za tranzyt i jeszcze bać się, że tamten ich Białoruski Kniaź podkradnie nam gaz jak się znowu pokłócimy.
Posiedział i wymyślił.
– Trzeba kupić całą białoruską rurę.
Jak wymyślił tak i zrobił.
Wszyscy się dziwowali Białoruskiemu Kniaziowi, że takie dobro oddał – no bo od teraz Gazprom jak zechce gaz da, a jak nie zechce to i nie da. Ale Białoruski Kniaź nie był takim durniem na jakiego czasem wyglądał – siedział i spokojnie czekał.
Albowiem czas mijał, a gaz taniał, więc Białoruski Kniaź powiedział Gazpromowi
– Tyle złota wam za to nie oddamy – dawajcie obniżkę.
Ale Car Gazprom nie chciały zniżki dawać:
– Umówiliśmy się na więcej Kniaziu Białoruski – pamiętasz? Sam żeś podpisywał cyrografy!
Ale Białoruski Car słynął z tego, że robił co chciał, więc powiedział:
– Będziemy płacić tyle ile zechcemy, a jak się wam nie podoba to idźcie i szukajcie sprawiedliwości w sądach naszych.
No bo choć rura już była nie jego, to jednak w jego ziemi tkwiła, więc jego sąd tylko mógł ją sądzić. A sądy na Białorusi bywają okrutnie srogie – raz nawet skazały takiego co ręki nie miał za to, że na ulicy klaskał – tym samym nieporządek czyniąc.
– Idź, idź, ale nie myśl, że nasz sąd da skrzywdzić nasz lud prosty i 46 firm Biełtopgazu – mówił białoruski władca.
Zasępił się Car Gazprom, bo wiedział, że z takim sądem, to nawet on potężny car nie wygra, choć przecież sam gaz daje. I poprosił zagraniczny trybunał, by sprawę rozstrzygnął. Ale wiadomo było, że potrzeba lat, by trybunał się zebrał i wyrok ogłosił. Lata więc mijają, a Car Gazprom jak swojego złota nie widzi, tak zobaczyć nie może.
Dawno, dawno temu były takie obawy, że Rosja sprywatyzuje co lepsze białoruskie firmy w zamian za kredyty. Białoruscy komentatorzy narzekali wtedy, że przepadną rodowe srebra. Sprawa jednak ucichła – z prostej przyczyny zainwestowanie w białoruską firmę będzie oznaczało, że przy wszelkich sporach z państwem albo innymi białoruskimi firmami – białoruski sąd wyda zawsze wyrok na ich korzyść. I nawet do tego nie będzie potrzebny telefon z administracji prezydenta. Wychodzi na to, że ten kompletnie uzależniony od władz system sądowy jest narzędziem utrzymywania suwerenności kraju i obrony przez obcymi – głównie rosyjskimi wpływami.
Niestety ma to też drugą stronę medalu. W takiej sytuacji na Białoruś nigdy nie przyjdą żadni poważni inwestorzy, bo wiedzą, że pewnego dnia może się okazać, że za drogo sprzedają swoją produkcję albo, że Łukaszenka podpisał dekret o wprowadzonych z datą wsteczną podatkach. A pozbawiona dopływu inwestycji gospodarka jest skazana na powolne obumieranie.
Maksym Chyhunka/ Biełsat