Tylko u nas: Czego boi się Putin? Wywiad z byłym prezydentem Ukrainy Wiktorem Juszczenką


Według byłego prezydenta Ukrainy Europę od Wschodu odciął pas konfliktów, który zastąpił żelazną kurtynę, a świat zachowuje się wobec Putina tak, jak zachowywał się wobec Hitlera w 1939 roku.

Jaką drogę powinien obrać nasz region wobec rosyjskich dążeń imperialnych? Czego boi się Putin? Na te pytania Wiktor Juszczenko odpowiedział Alinie Kouszyk w wywiadzie dla Biełsatu.

[Alina Kouszyk]: Całkiem niedawno Alaksandr Łukaszenka nazwał Ukrainę „bratnim narodem”, który walczy o niezależność. Temat podłapały liczne media, nie tylko na Białorusi, ale też na Ukrainie i w Rosji. Nie zdziwiły pana te słowa?

[Wiktor Juszczenko]: Nie powiedziałby, by mnie to zdziwiło. Bo, gdy się przeanalizuje to, jak przez trzy ostatnie lata Białoruś odnosiła się do rosyjskiej wojny na Ukrainie, co słyszeliśmy z ust prezydenta, widzimy jeden przekaz: my, Białorusini nie oddamy i piędzi naszej ziemi.

Między słowami czytam: „Zrobię wszystko, by na Białoruś nie wpuścić agresji i okupacji, jak na Ukrainie.”

Potem, wiele się mówiło na temat języka białoruskiego. Pozytywnie się do tego odnoszę, bo język to temat, który mobilizuje naród. Gdy pytamy, jak rozpoznać wroga, to język jest najlepszym testem. To najlepsza broń. Jeżeli na Białorusi robią coś ze zwiększaniem statusu języka ojczystego, to ja to pochwalam.

Białoruś nie tylko analizuje to, co dzieje się stosunkach ukraińsko-rosyjskich. Łukaszenka wie, że mówimy o agresorze, okupancie. Nie powinno się dziś pytać, komu bije dzwon. Czy to dzwon pogrzebowy Donbasu, czy Krymu, czy Górskiego Karabachu. Kiedyś była Południowa Osetia… a może jutro będzie Warszawa, Ryga czy inna stolica. Jednym słowem, to co widzę na Białorusi jest zdrową i przemyślaną reakcją na niebezpieczeństwo, które występuje na całej rozciągłości rosyjskiej granicy.

O zagrożeniach związanych z manewrami „Zapad-2017” pierwsi donosili dziennikarze ukraińskiego portalu Apostrof. Czy według Pana, realnym scenariuszem jest zajęcie Białorusi przez Rosję? Czy jest to próba zastraszenia Łukaszenki, by był bardziej lojalny wobec Kremla?

Narzędzi zastraszania w rosyjskim arsenale są bardzo liczne. Spójrzcie na moją twarz, bo i na mnie przetestowano jeden ze środków zastraszania, w tym przypadku fizycznego. Ale obecnie jestem przekonany, że drogę formuje nie taki rodzaj polityki, jak obecnie uważamy. Rozumiecie, to wszystko już było. XXI wiek jest stuleciem bez granic. I dlatego rozumiemy, w czym tkwi siła europejskiej polityki bezpieczeństwa publicznego – nie w armii, a w tym, że to sprawa publiczna i jawna.

Europejskiego wojska w zasadzie nie ma. Ale działa zasada: zagrożenie dla mojego bezpieczeństwa jest wspólnym zagrożeniem. A co można temu przeciwstawić? Nie atom i nie zestawy rakietowe, nic. I dlatego uważam, że nawet jak to wszystko jest częścią rosyjskiego planu, to nie trzeba na to reagować. Są rzeczy silniejsze, które możecie zrobić sami. Jeżeli będziecie otwarci i solidarni z europejską przestrzenią publiczną, to zawsze zwyciężycie.

I nie można dopasowywać się, poddawać prowokacjom i w jakikolwiek sposób reagować… Przypomina mi to próby przypochlebienia się Hitlerowi w 1938 roku. „Może oddajmy mu Sudety, to będzie łaskawszy.” Oddali. A potem: „może jeszcze Austrię oddamy.” Oddali. Oddali Danię, Szwecję, oddali Europę Środkową. Kapitulowała Francja. Rosja podpisała pakt o nieagresji. Tylko Anglia pozostała przeciwnikiem Hitlera , od czego to rozpoczął się europejski ruch oporu, który ostatecznie doprowadził zwycięstwa 8 maja 1945 roku.

Dlatego nie można żyć według feudalnych zasad, nie można żyć zgodnie z manipulacjami, które na pierwszy rzut oka wydają się rozumne, asymetryczne i dalekowzroczne. W rzeczy samej, jest to dzień wczorajszy, a świat według takich pojęć już nie żyje.

Więc jak powinny żyć sąsiadujące z agresywną Rosją kraje?

Trzeba wiedzieć, że Putin boi się dwóch rzeczy. Nie trzech, nie czterech, ale dwóch. Po pierwsze, reakcji własnego narodu na jego politykę. Ale według mnie, jego demos śpi. Bardzo często ten naród pokazuje, że kocha niewolnictwo, a nie cierpi wolności. Ubóstwia cara. Wiadomo, kiedyś się przebudzą, ale nie zakładałbym się o to.

Jest i drugi czynnik, którego boi się Putin. Putin boi się międzynarodowej solidarnej reakcji na średniowieczną politykę, jaką stosuje. Musimy zrobić wszystko, by taka solidarność powstała najpierw w regionie, potem w Europie, a ostatecznie na świecie. Jest to jedyny sposób, by bez przelewu krwi, bez wielkich ofiar, powstrzymać go.

Czy Ukraina wystarczająco czuje tą solidarność?

Oczywiście, że nie. Znaczna część Europy patrzy na konflikt na Ukrainie Wschodniej, jak na konflikt o podłożu etnicznym. W gorszym wypadku, jak na konflikt regionalny, nic więcej. To wielki błąd. Z zasady, Europa jest tu dość bezczynna. Nie ma ani jednego europejskiej instytucji, która byłby zaangażowana w proces rozliczania konfliktu. W rzeczy samej, marzę o tym…

W Europie toczy się teraz siedem konfliktów zbrojnych, z czego sześć w Europie Wschodniej. Mówi to o tym, że Wschód stał się pasem niestabilności w Europie: Górski Karabach, Osetia Południowa, Abchazja, Krym, Naddniestrze, Donbas. Z tych sześciu konfliktów, jeden jest gorący, taki, w którym codziennie padają ofiary. Jestem przekonany, że gdyby w naszej dyskusji brał udział Winston Churchill, powiedział by on, że od Bałtyku po Morze Czarne rozciąga się wysoka i szeroka żelazna kurtyna.

To granica dwóch różnych systemów politycznych: polityki imperialnej, feudalnej i polityki europejskiej, demokratycznej. To granica pomiędzy człowiekiem wolnym i niewolnikiem. Jest dziś dla nas bardzo ważne, by europejscy i wschodnio-europejscy politycy popatrzyli na to, co się dzieje na wschodzie Ukrainy, jak na problem geopolityczny. To nie jest problem Ukrainy, Białorusi czy Mołdawii. Jeżeli chcemy, by ten pas emanował pokojem i stabilnością, powinniśmy zastosować narzędzia geopolityczne do uregulowania sytuacji tam panującej. Nie może Zacharczenko czy Płotnicki mówić nam, jak trzeba rozwiązać ten konflikt. Bo źródłem konfliktu nie jest Zacharczenko czy Płotnicki, źródłem konfliktu jest Putin.

Gdy został Pan prezydentem, jednym z pierwszych rozporządzeń było zniesienie wiz. Teraz podobny krok uczynił Aleksandr Łukaszenka. Niedługo dla Ukraińców zniosą wizy do Unii Europejskiej. A gdzie w tym czasie jest Białoruś?

Zmusza mnie Pani do mówienia o pewnych tajemnicach. Jestem przekonany, że gdyby koło 2006-2007 roku użyto wobec Białorusi inne europejskie rozwiązanie, byłaby teraz w innym miejscu, niż znajduje się teraz. I wiele robiłem dla tego, by Białoruś była tam, gdzie była Ukraina: kontakty i spotkania, jakie organizowałem (myślę, że kiedyś o tym z prezydentem Białorusi opowiemy). Nie chcę być arbitrem, ale w białorusko-rosyjskich stosunkach były takie momenty, gdy można było zastosować bardziej nowoczesną, otwartą europejską politykę. Było by to sprawiedliwe w stosunku do Białorusi i narodu białoruskiego.

Teraz bardzo ważna jest białorusko-ukraińska solidarność. To nawet nie „przeciwko komu się przyjaźnimy”, ale takie ideały, jakie pojawiają się teraz. I my je rozumiemy, ale do utrwalenia ich, potrzeba solidarności. Jeśli będziemy stwarzali pozory, że nas to nie interesuje, będziemy słabsi. Jeżeli nie możesz podnieść sztangi samemu, zawołaj przyjaciela. Są miliony osób, które ci pomogą.

Co chciałby Pan życzyć Białorusinom.

Po pierwsze, ja bardzo lubię Białoruś. To urzekający naród, który swoim charakterem i mentalnością jest bardzo podobny do Ukraińców. Nie podniosła ona na nikogo miecza i prosi Boga, by zachował jest terytorialną całość i polityczną suwerenność, by móc planować życie tak, jak się chce. I chciałbym, by się to Białorusi udało. Jest to w rzeczy samej cel wielki, bo wiele jest sił (a możliwe, że jest ich więcej, niż środków na Białorusi), które chciałyby widzieć Białoruś inną, stalową, bez pamięci narodowej, zamieszkałą przez lud sowiecki. Dla mnie taka Białoruś jest niepojęta.

Dziękuję.

Dziękuję Pani.

Zobacz także wywiad z byłym ministrem obrony Januszem Onyszkiewiczem:

Czytaj także:

Aktualności