Białoruskie wybory są gigantycznym spektaklem, w którym udział bierze tysiące osób: poczynając od przewodniczącej Centralnej Komisji Wyborczej, poprzez przedstawicieli lokalnej administracji, państwowych instytucji i przedsiębiorstw, kończąc na szeregowych członkach komisji wyborczych. Międzynarodowi obserwatorzy podzielili się z Biełsatem swoimi wrażeniami z wyborów i wyjaśnili, w jaki sposób ta cała „wyborcza machina” sprawia, że białoruski parlament w niemal 100 procentach składa się z ludzi wskazanych przez władze.
Na Białorusi chętni mogli głosować już od poprzedniego wtorku. Komisje otwarte były w ciągu dnia w godz. 10-14 i 16-19. Prawo wyborcze przewiduje, że w komisjach na stałe może przebywać jedynie dwóch członków, co znacznie obniżało możliwość kontroli. Głosowanie w dni robocze znacznie ograniczało również możliwość obserwacji. Opozycyjni obserwatorzy też w końcu mają jakieś zajęcie, nie mają czasu, by przesiadywać w lokalach wyborczych. W rezultacie we wcześniejszych wyborach oficjalnie wzięło udział ponad 30 proc wyborców, którzy dziwnym trafem najczęściej przychodzili na głosowanie w piątek, lub sobotę. Mimo tak pokaźnej frekwencji obserwatorzy nigdzie nie zauważyli tłumów w lokalach wyborczych. A na pytanie, „Gdzie wyborcy?” zawsze padała odpowiedź, że albo już byli, albo że przyjdą później.
To, że manipulowano głosami było szczególnie widać po wynikach przedterminowego głosowania (jeżeli komisje w ogóle je podawały). Bywało tak, że we wcześniejszym głosowaniu proporcja głosów między kandydatem opozycyjnym i promowanym przez władze wynosiła aż 1:15.Tymczasem w dniu głosowania, gdy wybory już obserwowano gwałtownie spadała do już 1:2.
Popularnym sposobem manipulacji frekwencją i wynikiem było głosowanie w domach. W niektórych komisjach wyborczych ten sposób głosowania wybierało nawet ¼ wyborców. okazywało się więc, że na dwa tysiące głosujących danej komisji urnę do domu zamawiało sobie ponad 500 wyborców . Niezależni obserwatorzy najczęściej nie mieli możliwości, by na raz obserwować wybory w lokalu i kontrolować głosowaniu w domu. Członkowie komisji często po prostu jeździli od domu do domu, mimo że głosujący wcale ich nie zamawiali. Często też okazywało się, że załatwiali kilkaset adresów w tak krótkim czasie, że wiadomo, że nie mogli odwiedzić wszystkich głosujących.
Powszechną praktyką, szczególnie na wsiach jest to, że do komisji przychodzi jedna osoba z rodziny i głosuje za wszystkich. Widać to po seriach identycznych podpisów. Inny dowód na zbiorowe dodawanie głosów widać po sposobie w jaki osoby podpisują się na listach wyborców. Całe serie podpisów są umieszczane w absolutnie identyczny sposób np. teoretycznie zupełnie różni ludzie nagle całymi serami zapisują datę na górze, a podpis na dole.
fot: reuters
Powszechną praktyką na pokaz dla zachodnich obserwatorów było umieszczanie w komisjach fałszywych obserwatorów reprezentujących prołukaszenkowskie ugrupowania: Białą Ruś, Związek Kobiet, Białorusi, Republikański Związek Młodzieży, Związek Weteranów. Ich jedynym zadaniem było zapewnianie międzynarodowych obserwatorów, że wszystko idzie w najlepszym porządku, co potwierdzali często jednobrzmiącymi pismami. Z kolei w zdecydowanej większości komisji brakowało niezależnych członków. Bardzo często komisje składały się ludzi pracujących w jednym przedsiębiorstwie, czy instytucji, a przewodniczącym komisji był ich przełożony. Powodowało to brak właściwego nadzoru nad głosowaniem.
Białoruscy obserwatorzy w tym roku po latach batalii otrzymali przywilej podejścia do stołu, gdzie liczone są głosy na trzy metry. W ten sposób mogli zobaczyć proces segregowania kart wyborczych, zamiast jak dotychczas pleców członków komisji. Jednak nadal liczenie głosów odbywa się w niemal absolutnej ciszy. Członkowie komisji nie pokazują podczas segregowania głosów na kogo wyborca oddał głos. Liczenie nawet pokaźnych komisjach, w których oddano ponad tysiąc głosów trwa mniej niż godzinę. Nie ma kontroli nad liczbą osób, które przegłosowały i nad ilością wydanych kart do głosowania. Protokoły sporządzane są takim tempie jak gdyby wcześniej wszystkie liczby były już znane.
jb/ www.belsat.eu/pl/