Chińscy gastarbeiterzy: Chcemy wrócić do domu, ale nam nie pozwalają


Chińskich budowlańców sprowadziła na Białoruś chęć zarobku. Teraz marzą oni tylko o tym, aby wsiąść do samolotu i jak najszybciej wrócić do domu. W wywiadzie dla Biełsatu Chińczycy opowiadają jak ich rodacy giną na budowie, a władze Białorusi unikają rozgłosu. 

Prawie tysiąc pracowników przyjechało do białoruskiego miasta Dobrusz trzy lata temu. Mińsk i Pekin rozpoczęły wówczas oficjalną współpracę przy modernizacji miejscowej fabryki kartonu “Bohater Pracy”. Prawie trzy czwarte wydatków pokryły Chiny. Warunkiem było to, że przy budowie mieli pracować ich obywatele.

Protest chińskich pracowników wybuchł niespodziewanie. Tydzień temu wyruszyli oni pieszo ok. dwustuosobową kolumną w stronę Homla, stamtąd chcieli dostać się Mińska, ale po interwencji przedstawicieli chińskiej ambasady wrócili do fabryki.

Na miejsce protestu przyjechał zastępca szefa administracji Aleksandra Łukaszenki Mikałaj Snapkou. W wywiadzie dla portalu TUT.BY zapewnił, że konflikt został rozwiązany:

„Byłem tam razem z ambasadorem, aby zrozumieć nastroje ludzi i całą sytuację. Pracownicy dyskutowali z przedstawicielami firmy, w wyniku czego wypłacono im pieniądze, a robotnicy wycofali zarzuty.”

Jednak tego samego dnia, w rozmowie z naszymi dziennikarzami, Chińczycy mówili zupełnie coś innego:

„Już od trzech miesięcy nie dostajemy pieniędzy. Wielu z nas ma dzieci i starych rodziców w Chinach. Wszyscy są biedni, a przecież każdy mężczyzna chce zapwnić byt swojej rodzinie” – opowiada nam jeden z pracowników.

Budowlańców martwią nie tylko niewypłacane zarobki, ale też same warunki pracy.

„Praca jest tu niebezpieczna. Mieliśmy już dużo problemów, a nawet zdarzały się sytuacje, kiedy nasi rodacy umierali. Tak być nie powinno. Chcemy wrócić do domu, ale nie dostajemy na to zezwolenia” – skarżą się.

 We wtorek miał miejsce kolejny nieszczęśliwy wypadek: jeden z chińskich pracówników utonął w rzece Ipuć.

Tymczasem problemy z wypłacalnością pracodawców nie są tylko problemem gastarbeiterów.  W ciągu ostatniego miesiąca liczba firm-dłużników wzrosła o ponad sto.

„Możemy modernizować obiekty, możemy też stawiać nowe budynki, ale nie możemy tworzyć nowych miejsc pracy, a to jest celem każdej inwestycji. Białorusini powinni się przyzwyczaić. Moim zdaniem, przy obecnym reżimie politycznym i modelu ekonomicznym kraju nie ma możliwości, a przede wszystkim środków, żeby wypłacić ludziom godne pieniądze. Sytuacja będzie się tylko pogarszać.” – prognozuje Alaksandr Jaraszuk, przewodniczący Białoruskiego Kongresu Demokratycznych Związków Zawodowych.

Ponadto, jak twierdzi ekspert, po najbliższych wyborach prezydenckich na Białorusi nieunikniona jest kolejna dewaluacja, która spowoduje, że wynagrodzenie w przeliczeniu na dolary będzie jeszcze niższe. A wtedy już nie tylko Chińczycy, ale i sami Białorusini rozpoczną protesty.

Aleś Jaszczanka, belsat.eu

 
Aktualności