Białoruskie władze ukrywają nowe ognisko pomoru świń


Na Białorusi walka z afrykańskim pomorem świń ma wagę państwową. A nawet więcej, bo białourskie chlewnie żywią Rosję, izolowaną przez sankcje UE i własne kontrsankcje. Najwyraźniej jednak walka z ASF jest też tajemnicą państwową.

Stoupnia jest teraz wsią zamkniętą. Na wjeździe i wyjeździe z gminnej wsi (położonej w rejonie rohaczowskim w obwodzie homelskim) stoją posterunki kontrolne. Milicjanci sprawdzają, czy nie wiezie się zwierząt lub mięsa, i dezynfekują samochody.

– Kontrolujemy wwóz i wywóz wyrobów. Jeżeli są jakieś wykroczenia, to kontaktujemy się ze służbą weterynaryjną, ściągamy ich tu – powiedział Biełsatowi milicjant stojący na posterunku.

Bardziej rozmowni okazują się mieszkańcy

– Mówią, że to niby pomór. Dlatego, że u jednego masa świń była i zaczęły zdychać. Od razu wezwali wszystkich doktorów, i niby analiza pokazała, że pomór – opowiada miejscowy.

Dwa lata temu w Stoupni była podobna sytuacja

Weterynarze uprzedzili rolników, że jeżeli nadejdzie trzecia fala afrykańskiego pomoru świń, całą trzodę chlewną poślą pod nóż. Ale tym razem prywatnych gospodarstw nie ruszają.

Po oficjalny komentarz trzeba dosłownie biegać za urzędnikami, którzy dalej nie chcą rozmawiać z naszym kanałem.

Trudno zrozumieć zmowę milczenia lokalnych władz

Miejscowi na urzędników nie narzekają. A wiadomości o przeciwdziałaniu ASF znajdziemy nie tylko w ulotkach rozdawanych rolnikom, ale i na tablicy informacyjnej pod radą wiejską. Najwidoczniej, niezależnych dziennikarzy władze boją się bardziej niż zarazy.

Zobacz także:

Waler Ruselik, PJr, Biełsat

Aktualności