Białoruska milicja „poradziła” ukraińskiej dziennikarce, aby wyjechała z Mińska i więcej tam nie wracała


Michajlina Skoryk dowiedziała się, że jej nazwisko znajduje się na „czarnej liście” osób niepożądanych w Rosji i na Białorusi.

– Do Mińska warto było polecieć choćby po to, abym dowiedziała się, że wpisano mnie na listę osób, którym zakazano wjazdu do Federacji Rosyjskiej. Ludzie z „czarnej listy” Kremla są też bardzo niepożądani w Republice Białoruś, ponieważ to „państwo związkowe” – napisała dziennikarka w Facebooku.

Michajlina Skoryk od dwóch lat nie jest na stałe związana z żadną redakcją. Zajmuje się działalnością edukacyjna i analityczną. Prowadzi seminaria i warsztaty dla pracowników mediów – w tym poświęcone mowie nienawiści, weryfikacji informacji i walce z fake news.

Jak powiedziała belsat.eu dziennikarka, do Mińska przyleciała z Kijowa 14 grudnia – na zaproszenie znajomych. W stolicy Białorusi zamierzała spędzić pięć dni, a przed wyjazdem skonsultowała się z MSZ w sprawie bezpieczeństwa swojego wyjazdu.

– Spokojnie przeszłam odprawę paszportową. Nie było do mnie żadnych pytań na lotnisku. W karcie migracyjnej wpisałam numer swojej ukraińskiej komórki. A w sobotę 16 grudnia zadzwoniono do mnie na ten numer z komendy milicji. Człowiek, który przedstawił się jako Arciom Alaksandrowicz zaprosił mnie pilnie na rozmowę do komisariatu – opowiadała Skoryk.

Tam Arciom Fiedasiejeu, inspektor wydziału ds. obywatelstwa i migracji MSW już osobiście poinformował Ukrainkę, że „znajduje się ona na liście osób, którym zabroniono wjazdu do Federacji Rosyjskiej”.

– Powiedział, że jestem bardzo niepożądaną osobą na Białorusi. Muszę wyjechać i więcej nie wracać. Do tego Rosja i wzmianki na temat rosyjskich „czarnych list” pojawiły się tylko w ustnej rozmowie. W protokole sporządzonym przez inspektora te informacje nie figurują. Pytał mnie też, czy mam coś wspólnego z jakąś organizacją terrorystyczną. Ale przecież u nas, na Ukrainie terroryści to tzw. Doniecka i Ługańska Republiki Ludowe, a z nimi na pewno nie mam nic wspólnego – relacjonowała nam dziennikarka swoją wizytę na komendzie.

Skoryk podkreśla, że nie wstawiono jej do paszportu pieczątki o deportacji, a na granicy też nikt nie miał do niej żadnych pretensji. Nie widziała też „stop-listy”, o której mówił inspektor.

– W Mińsku bywam co jakiś czas już od wyborów w 2001 roku. Wcześniej nie było problemów. Nie rozumiem dlaczego trafiłam na listę, nie stanowię zagrożenia. Mój mąż walczył o Ukrainę w składzie oddziału Gwardii Narodowej i zginął pod Iłowajskiem w 2014. To w Rosji wdowy też zalicza się do kategorii niebezpiecznych? Tak, Rosja to dla nas państwo–agresor, ale Mińsk stara się przecież demonstrować swoją neutralność…

Michajlina Skoryk zamierza odwołać się od wpisania jej na „czarną listę” i zapowiada, że nadal chciałaby przyjeżdżać na Białoruś.

W lipcu na Białoruś nie wpuszczono ukraińskiej dziennikarki Oksany Kowalenko – również na podstawie „czarnej listy”. W lutym został zatrzymany, a następnie deportowany na Ukrainę dziennikarz Witalij Sizow, który przyjechał aby relacjonować mińskie posiedzenie Trójstronnej Grupy Kontaktowej ds. Donbasu.

Rosyjsko-białoruska „stop-lista” obejmuje też ukraińskich działaczy kultury. W styczniu w Mińsku zatrzymano i deportowano z kraju znanego poetę Serhija Żadana. Ukrainiec uczestniczył w państwowych targach książki.

W żadnym z tych przypadków władze w Kijowie nie doczekały się oficjalnych wyjaśnień strony białoruskiej.

Kaciaryna Andrejewa, cez/belsat.eu

Aktualności