Jedenastoletni Maksim Marchaluk dwa tygodnie temu zaginął w białoruskiej części Puszczy Białowieskiej. Poszukują go służby i setki ochotników, jednak szefostwo Białowieskiego Parku Narodowego o akcji poszukiwawczej dowiedziało się od dziennikarza Biełsatu.
Według szefa Działu Udostępniania Parku, nie ma możliwości, by chłopiec dotarł na polską stronę.
– To niemożliwe: za dużo zabezpieczeń. Przez Puszczę na całej długości granicy państwowej ciągnie się wysoki płot, a także pas zaoranej ziemi, który codziennie jest sprawdzany – powiedział Marek Świć, kierownik DUP.
Według administracji Białowieskiego Parku Narodowego, przejść ze strony białoruskiej na polską nie mogą nawet zwierzęta.
– Wydaje się, że Puszcza jest jedna. Mimo to, mówimy na przykład o polskim i białoruskim stadzie żubrów – dodaje Świć.
Puszcza Białowieska jest największym zachowanym fragmentem lasu pierwotnego, który kiedyś pokrywał Europę. Na terenie Polski i Białorusi funkcjonują równolegle parki narodowe (włączone na listę światowego dziedzictwa UNESCO) i rezerwaty biosfery.
Nastoletni Maksim Marchaluk zniknął w sobotę 16 września. Ubrany w sweter w barwach maskujących i czerwoną kamizelkę chłopak pojechał na rowerze do lasu, który według sąsiadów znał bardzo dobrze. Milicjanci odnaleźli rower Maksima i jest to jedyny ślad od początku śledztwa. Młodego Białorusina poszukują służby mundurowe, cywilna Grodzieńska Grupa Poszukiwawczo-Ratownicza „Centrspas” oraz ochotnicy. Więcej w materiałach Biełsatu.
DD, PJr, belsat.eu