Andżelika Borys: Nauka polskiego na Białorusi to nadal sprawa polityczna


O sytuacji nielegalnego Związku Polaków na Białorusi w czasie postępującego ocieplenia na linii Mińsk-Warszawa opowiada szefowa Rady Naczelnej Związku.

Jak ocieplenie białorusko-polskie, czy szerszej z Zachodem wpłynęło na stosunek władz do ZPB i pani. Na wiosnę trafiła Pani na celownik inspekcji podatkowej, która zażądała zwrotu 6 tys. dol. rzekomo niezapłaconego podatku.

Spółka Polonika – zaplecze finansowe nielegalnego Związku, która rzekomo miała podatkowe zaległości została zlikwidowana ponad dwa lata temu. Ja oraz dwójka innych działaczy byliśmy założycielami tej spółki – i otrzymaliśmy pismo, by każdy z nas zapłacił po 6 tys. dol. z tego tytułu. Napisałam wyjaśnienie do inspekcji podatkowej, że spółka została legalnie zlikwidowana i potrzebna jest procedura sądowa unieważniająca decyzję i od tej pory nie otrzymałam odpowiedzi.

Czytaj więcej>>>  Andżelika Borys musi zapłacić 6 tys. dolarów rzekomo zaległych podatków

Sprawa może więc wrócić?

– Jak wszystko – może nawet dojść do powtórnej procedury sądowej.

Jak pani ocenia szanse na zalegalizowanie nieuznawanego przez władzę ZPB?

– Zależy to od woli politycznej władz Białorusi – skoro mają wolę polityczną zbliżenia z Zachodem, to nie powinno być tu problemów. Jednak trudno powiedzieć na ile jest to realny zwrot, czy tylko gra pozorów. Nie ma jednak żadnych zapowiedzi, czy jaskółek, że sytuacja z naszym związkiem miałaby się zmienić.

Co Pani uważa o pomyśle zjednoczenia dwóch związków oficjalnego i nieoficjalnego?

Ten pomysł pojawił się w czasie ostatniego ocieplenia w latach 2008-10, gdy również chciano nas jednoczyć za wszelką cenę. Uważam to za bardzo szkodliwy pomysł. W 2005 r. gdy naszą organizację rozbito mieliśmy do czynienia z szantażem, próbami zmuszenia członków niezależnego ZPB do podpisywania lojalek. Po co do tego wracać? Wtedy i teraz  walczymy o bycie niezależną organizacją, która realnie reprezentuje interesy mniejszości. A tak dojdzie do podporządkowania całego ruchu polskiego białoruskiej władzy.

Nauka polskiego na Białorusi cieszy się większą  popularnością – czy dotyczy to szkół państwowych?

W wyniku wejścia w życie ustawy o Karcie Polaka coraz więcej obywateli Białorusi uczy się polskiego,  jednak dotyczy to jedynie kursów komercyjnych. Nie obserwuje się wzrostu ilości uczących w systemie państwowym. Lekcję polskiego są zamieniane na zajęcia fakultatywne, czy kółka zainteresowań. W efekcie ilość zajęć zmniejsza się z czterech godzin tygodniowo do jednej. Sprawa nauki języka polskiego jest traktowana jako sprawa polityczna. W zeszłym roku zaangażowaliśmy się w zbieranie podpisów do ministra edukacji w sprawie otwarcia nowych klas z językiem polskim. Nic to nie dało – nadal wywierana jest również presja dla nauczycieli – zakazuje im się brania udziału w szkoleniach, wyjazdach do Polski.

Dlaczego jest to sprawa polityczna?

Nauczyciele polskiego są traktowani jako podejrzani. Muszą się tłumaczyć i zdawać relacje przed przez swoimi szefami i pracownikami ds. ideologii dokąd pojechali na szkolenia do Polski, i co się w czasie nich odbywało, jakby Bóg wie co miało się tam dziać. Tymczasem tysiące razy podkreślałam, że nie tworzymy żadnej partii politycznej, nie angażowaliśmy się w żadną kampanię wyborczą. Nie wspieraliśmy żadnego kandydata podczas ostatnich wyborów parlamentarnych. Działamy na rzecz upowszechniania języka polskiego, i gdy występowała presja na naszych działaczy – nagłaśnialiśmy to. Jest to bowiem nasz obowiązek bronić interesów polskiej mniejszości. A jest to odbierane jako działalność polityczna.  I tu trzeba białoruskie władze powinny zmienić podejście, a czy tak będzie – wątpię.

Z Andżeliką Borys rozmawiał Jakub Biernat

Aktualności