Andriej Konczałowski: Ameryka chce rozbić Rosję


Znany rosyjski reżyser opowiedział Biełsatowi o tym, jak Rosja powstaje z upadku, a świat zaczął się z nią liczyć. Przeszkadza mu jednak obywatelska apatia Rosjan.

[Alina Kouszyk]: W 2012 r. mówił pan, że Rosja znajduje się w stadium feudalizmu. Gdzie Rosja znajduje się obecnie?

[Andriej Konczałowski] Nie mogę powiedzieć, żeby struktura społeczna Rosji mocno zmieniła się od tego czasu. Rzeczywiście mamy bardzo archaiczne społeczeństwo. Jednak nie my jedni. Wiele kultur znajduje się na podobnym poziomie rozwoju. Jest tak, gdy kraj nie wytworzył republikańskiego sposobu myślenia właściwego dla mieszczaństwa.

Nie oznacza to jednak, że cofamy się. Na odwrót, Rosja się podnosi. I nie mam tu na myśli tego, że więcej posiadamy. Chodzi o to, że kraj się skonsolidował. Ludzie przestali trwożliwe oglądać się na innych, tak jak miało to miejsce po „pierestrojce”.

Co pomogło ludziom w tej konsolidacji?

Przede wszystkim skonsolidowało się państwo.

Ma pan tu na myśli – rządy Władimira Putina?

Zbyt łatwo jest zrównywać państwo z Władimirem Putinem. Bez wątpienia Putin odegrał tu pewną rolę. Jednak na razie w Rosji jest zbyt mało państwa w państwie. Moim zdaniem, powinno być go jeszcze więcej. Nie mniej jednak, kraj przestał kuleć, można go uznać za poważną, i to nie tylko polityczną, siłę w świecie. Rosję przestali ignorować.

Rosja pokazała swoją siłę wchodząc na Krym i do Donbasu. Jak pan uważa, co się wydarzyło?

Donbas nie ma tu nic do rzeczy.

Nie ma? To przecież dzięki temu wzrosły notowania Władimira Putina.

Donbas nie jest częścią Rosji, jest częścią rosyjskiej kultury. Krym z kolei jest terytorialną częścią Rosji. Byłem tam i kręciłem film.

Co pan tam zobaczył. Jakie są pana wrażenia?

Bardzo przyjemne, tak jak 50 lat temu. Bardzo lubię Krym. Spędziłem tam większą część dzieciństwa. Uważam, że (przyłączenie Krymu – Belsat.eu) było prawidłowym krokiem.

Nawet widziałem dokumenty, że Amerykanie chcieli tam postawić swoją bazę wojskową. Naturalnie Rosja nie mogła do tego dopuścić. Dlatego sytuacja jest bardzo tragiczna.

Nakręciłem film „Bitwa o Ukrainę”. Ukraina znalazła się pomiędzy dwoma takimi psychologiami – wschodnią, którą reprezentuje Rosja, i zachodnią. Ona zawsze była pomiędzy. Dlatego teraz Ukraina znajduje się w tragicznym momencie swojej historii.

Co może pomóc w zakończeniu wojny. Czy jest to możliwe?

Oczywiście, że możliwe. Proszę zrozumieć, to śmiertelny konflikt, jednak ci ludzie żyją pod jednym dachem. Nie można narzucać ludziom swojego punktu widzenia. Myślę, że naród ukraiński sam zrozumie, że iluzją jest przekonanie, że Ukraina może stać się europejskim krajem. Podobnie z Rosją.

A co z Białorusią? Czy my już na zawsze trafiliśmy do tego „rosyjskiego świata”?

To nie „rosyjski świat”, ale wschodnia filozofia. Tam gdzie jest prawosławie, panuje wschodnia mentalność. Białoruś znajduje się w tej szarej strefie, gdzie panuje i prawosławie i katolicyzm. To może być dla niej korzystne, bo może ona korzystać z obu kultur.

Również Alaksandr Łukaszenka usiłuje to wykorzystać próbując w ostatnim czasie zbliżyć się do Zachodu.

Łukaszenka rządzi krajem już tak długo, że pewnie lepiej wie co robić. Ciężko mi to oceniać, bo dawno na Białorusi nie byłem.

Historia pokaże (kto ma rację – Belsat.eu). Ja nie bardzo znam się na polityce. I myślę, że oprócz przywódców państw, mało kto ją rozumie. Jesteśmy wszyscy jak te muchy w walizce. Latamy swobodnie, jednak tę walizkę ktoś dokądś niesie – a dokąd, sami nie wiemy.

Wszyscy wiemy czym jest „amerykański sen”. O czym marzą Rosjanie?

Dla Rosjanina sprawiedliwość społeczna jest ważniejsza od osobistego sukcesu. To jedna z przyczyn, dlaczego nie możemy stworzyć udanego, burżuazyjnego społeczeństwa.

Do tego dochodzą silne więzi rodzinne. I dlatego myślę, że Rosjanie marzą, żeby państwo zostawiło ich w spokoju, nie ingerowało. Dawało emeryturę i nie przeszkadzało. Nazwałbym to apatią społeczną. To taka wiejska mentalność i jest ona bardzo silna, bo dla mieszkańca wsi państwo jest zawsze narzędziem do odbierania mu czegoś.

Czy dla Rosjan fakt, że połowa z nich żyje na granicy ubóstwa, jest czymś normalnym?

Tak, to normalne. A po drugie, brakuje świadomości obywatelskiej. Wspólnotę obywatelską bardzo trudno stworzyć. Oni nie uważają się za obywateli. Jedna sprawa to zagłosować, a inna domagać się od wybranych jakiś działań, co jest podstawą mieszczańskiego światopoglądu. Demokracja – to obywatele, a w Rosji mam tylko ludność. I mało prawdziwych obywateli.

To wygodne dla władz.

Ta ludność przekształca się w obywateli tylko, gdy ktoś na nas napadnie. Wszyscy stają się obywatelami, by bronić kraju do ostatniej kropli krwi.

I by zjednoczyć naród, władze wykorzystały to napadając na Donbas?

Nie zgadzam się. Rosjanie nie postrzegają Donbasu jako swojego terytorium, ale jego ludność jako swoich rodaków.

Lewobrzeżna Ukraina zawsze była rosyjska pod względem mentalności. Inaczej niż zachodnia, czy nawet prawobrzeżna. Na zachodniej Ukrainie kawę pito już w XVII w. Uważam, że Rosji nie jest potrzebna obecnie mobilizacja. Mobilizacja oznacza, że „Ojczyzna jest w niebezpieczeństwie”. A nasza ojczyzna jest dzięki Bogu bezpieczna. Myślę, że nie zamierzamy walczyć.

To wielka iluzja, że NATO na nas napadnie, czy my napadniemy na NATO. Jesteśmy jednak zmuszeni do obrony porządku państwowego w Syrii, bo jeśli go nie obronimy stanie się to samo, co w Iraku czy Libii. Pojawi się sprzyjające środowisko dla terroryzmu.

Rosja odradza jednak swoją imperializm w ciągu ostatnich lat. Syria jest jednym z przykładów.

Gdy tylko wkroczyliśmy na Syberię, staliśmy się imperium. I pozostała w nas tego typu mentalność. Jednak myślę, że obecnie głównym zadaniem Rosji jest zachowanie integralności terytorialnej, bardziej niż zdobywanie nowych terytoriów.

Uważa pan rozpad Rosji za możliwy ? 

Wielu jest zainteresowanych rozbiciem Rosji. Choćby Ameryka, która bez wątpienia od dawna tego chce. Znakomity pułkownik Edward House (doradca prezydenta Wilsona – Belsat.eu) – prowadził zapiski. Pod koniec 1918 r. po spotkaniu z prezydentem napisał: „w pół godziny zadecydowaliśmy o losie Rosji: my bierzemy Daleki Wschód, Amerykanie – północ i Murmańsk, a Niemcy wezmą Ukrainę i Krym”.

Istnieje wielka pokusa, bo nasze terytorium jest ogromne, a ludności niewiele. Mało jest na świecie takich krajów, gdzie na jeden kilometr kwadratowy, przypada tak mało ludzi, jak za Uralem.

Jak się ma takie bogactwo, to również inni powinni z niego korzystać. Myślę, że przed nami sa wielkie zmiany i Rosja z pomocą swoich wschodnich sąsiadów Japonii i Chin będzie rozwijać Daleki Wschód. Przed nami jest świetlana przyszłość.

Nie przeszkadza panu, że Rosja na świecie jest postrzegana jako agresor?

To propaganda czystej wody. Rosja absolutnie nie jest agresorem. To, że Rosja zajęła Ukrainę, a właściwe Krym…

Ukrainy jeszcze nie zdążyła….

Ukraina zawsze była i będzie z Rosją. To iluzja, że Ukraina może żyć bez Rosji. Powiem więcej: Rosja poradzi sobie bez Ukrainy, Ukraina bez Rosji – nie przetrwa. Jesteśmy jednym narodem, co nie znaczy, że nie może być kłótni pomiędzy nami.

Ukraińcy raczej się z panem nie zgodzą.

To zależy jacy Ukraińcy. Proszę porozmawiać z Ukraińcami, którzy pracują w Rosji. Jest ich tu prawie pięć milionów, czy nawet osiem.

 Za Andriejem Konczakowskim rozmawiała w programie Prasviet Alina Kouszyk/Biełsat

 

 

Aktualności