„A my czego mamy się bać?” Mieszkańcy Moskwy o bitwie gangów na stołecznym Cmentarzu Chowańskim


Miejsce przestępstwa wygląda całkiem spokojnie. Nic nie wskazuje na to, że 3 dni temu miał tu miejsce największy w ostatnich latach w Moskwie otwarty konflikt mafijny. W jego wyniku zginęło trzech imigrantów z Tadżykistanu, a kilkudziesięciu zostało rannych.

Wejście przypomina widok od bramy głównej warszawskiego Cmentarza Północnego: pustkowie częściowo zapełnia jedynie rządek budek-kwiaciarni. Moskiewska nekropolia odróżnia się może jedynie wybudowaną niedawno nieopodal cerkwią św. Jana Chrzciciela.

To właśnie w jej pobliżu gastarbeiterzy z Azji Środkowej w sobotę rzucili się z łopatami i prętami metalowymi na uzbrojonych w kałasznikowy Czeczenów – przedstawicieli tzw. moskiewskiej „mafii cmentarnej” – którzy znowu próbowali zebrać haracz z cmentarnych pracowników komunalnych.

„Mnie tu nie było w sobotę, ale koleżanki co były mi opowiadały, że jak tylko usłyszały strzały i krzyki, to od razu uciekły, więc i tak nikt tego tu nie widział. Żeby takie coś zrobić na prawosławnym cmentarzu… to coś strasznego! Wczoraj zresztą tu ambasador Tadżykistanu przyjeżdżał z całą delegacją, rozmawiali z dyrekcją cmentarza. Faktycznie trochę się boję w takim miejscu teraz pracować, ale staram się o tym nie myśleć. W każdym razie niech pan też na siebie uważa! Oo, tam niech Pan podejdzie to tej dziewczyny w chustce: ona jest z Tadżykistanu, jej brata tutaj ranili w sobotę” – informuje miejscowa kwiaciarka Irina.

Jednak dziewczyna o której mowa, szybko odchodzi w stronę terenowego mercedesa, przy którego oknie rozmawia po tadżycku z mężczyzną w ciemnych okularach. Na pierwsze pytanie odmawia od razu odpowiedzi, błyskawicznie wsiada do samochodu i odjeżdża ze znajomym.

Za to zwykli moskwianie, odwiedzający w poniedziałek groby swoich bliskich, wydawali się o wiele mniej przejęci sprawą:

„Strzelają do siebie nawzajem, a potem my jesteśmy winni!” – oburza się jedna ze starszych pań w autobusie, jadąca na grób swojego męża.

To reakcja na sugestię, że po sobotnich zdarzeniach cmentarz może jeszcze być zamknięty. Cała grupa emerytów jednak prędko zaczyna parskać śmiechem z powodu jakiegoś żartu o uczestnikach mafijnej bitwy – imigrantach.

Faktycznie, wydaje się, że etniczni Rosjanie w sprawie nie uczestniczyli, nic o niej nie wiedzą, i zajmują w konflikcie postawę kompletnie obojętną – tych, o czyje pieniądze zabijają się imigranci. Swietłana Afanasjewa, dość elegancka kobieta w średnim wieku, przyjechała wraz z mężem na cmentarz w nowym terenowym BMW. Z „mafią cmentarną” nigdy nie miała do czynienia:

„My się tu nie boimy, jesteśmy u siebie w domu. Chociaż oczywiście robi się nieprzyjemnie, kiedy się słyszy o takich sprawach. Dla mnie dziwne jest, że nagle pojawiło się tylu imigrantów w Moskwie, ale nie żeby oni mi przeszkadzali, czy coś. A tu na cmentarzu, to w ogóle nikogo nie zaczepiają, faktycznie proponują swoje usługi, by zamiast nas grób posprzątać, ale nigdy nie nalegają, zawsze bardzo grzecznie. Ale tak w ogóle, to cmentarz w Moskwie to przecież żyłka złota jest! 15 milionów ludzi, tyle z nich to emeryci, niech Pan sobie wyobrazi, ile ludzi codziennie trzeba pochować! Więc konflikty muszą być, ale to wszystko między nimi się odbywa”.

Innych moskwian tragedia dotknęła jeszcze mniej. Bodajże kilka metrów od miejsca, gdzie jeszcze w niedzielę leżały łuski od kul, grób swojego zmarłego męża sprząta Jelena Kołganowa:

„Słyszałam o tym oczywiście, ale w sobotę mnie tu nie było, byłam na działce. Bać się, to się nie boję przychodzić tutaj, taką wystawili teraz ochronę, że wątpię, że jeden z tych Czeczenów się tu choćby zbliży. Faktycznie niezłe kombinacje tu są w usługach rytualnych. Było to już widać, kiedy z córką chowaliśmy mojego męża parę lat temu. Ale ja zapłaciłam za całą działkę od razu, więc już z tym nie mam do czynienia. Na razie sama jeszcze mogę się tym zajmować, więc staram się nie korzystać z usług tych Azjatów. To podejrzani ludzie” – twierdzi Jelena, emerytka mieszkająca na pobliskim osiedlu Tiopłyj Stan.

O wiele mniej chętni do rozmowy są sami pracownicy nekropolii. Jedyny imigrancki pracownik, jakiego można było znaleźć na cmentarzu, unikał jak mógł odpowiedzi:

„Ja w ogóle nie wiem o co chodzi, ja tu tylko śmieci sprzątam.. Nie, nie znam nikogo, co brał udział w tym, co się działo” – zapewniał pochodzący z Tadżykistanu Abdullo.

Inny pracownik, etniczny Rosjanin, dał jedynie zrozumieć, że jakikolwiek „biznes” na cmentarzu zamarł, i że większość gastarbeiterów ze zrozumiałych przyczyn na razie nie chce tutaj wracać:

„Ja też nic nie wiem, spytaj ochroniarzy! Oni też nic nie wiedzą? No to sam się domyśl! Widziałeś w ogóle jakichś Tadżyków, co by się gdzieś tam dalej zagłębiali?? Nie? No właśnie! Ja w każdym razie z żadnymi Czeczenami konfliktów nie miałem” – skomentował sytuację Michaił, który od dziesięciu lat pracuje na Cmentarzu Chowańskim.

W ocenie zajmującego się sprawą Komitetu Śledczego Rosji, najbardziej prawdopodobnym motywem masowej bójki – w której uczestniczyło przynajmniej 200 osób – miał być konflikt finansowy, nie etniczny. Według ustaleń portalu Meduza, moskiewskie miejskie przedsiębiorstwo usług rytualnych Rituał, posiadające monopol na obsługę największego w Moskwie cmentarza, miało na czarno zatrudniać do prac fizycznych tanią siłę roboczą z Tadżykistanu i Uzbekistanu. Z uwagi na nielegalny charakter swojego pobytu w Rosji, imigranci nie mogli liczyć na żadną ochronę ze strony rosyjskiej policji i stali się ofiarą gangsterów z Czeczenii i Dagestanu, wymuszających od nich haracz.

Po sobotnich zdarzeniach, merostwo Moskwy błyskawicznie zwolniło dyrektora nekropolii Jurija Czabujewa, a Komitet Śledczy wydał wniosek o jego areszcie. W przedsiębiorstwie „Rituał” zwolnień i aresztów jednak nie było, a jego przedstawiciele odmawiają prasie jakichkolwiek komentarzy w sprawie podejrzeń o zatrudnianie na czarno nielegalnych imigrantów.

Karol Łuczka, belsat.eu, Moskwa

Aktualności