Matka i siostra skazanego na śmierć apelują o łaskę(wideo)


W niedziele o pomoc we wsparciu wniosku o ułaskawienie syna zaapelowała w Warszawie Lubou Kowaliowa, matka skazanego na śmierć Uładzisława Kowaliowa. “Chcę zwrócić się do wszystkich wrażliwych ludzi o pomoc w tym, by nie dopuścić do wykonania tej okrutnej kary” – powiedziała podczas konferencji prasowej zorganizowanej przez TV Biełsat. Matka skazanego podkreśla, że w jej opinii sąd nie znalazł przekonujących dowodów na winę jej syna. Od wydanego przez sąd najwyższy wyroku na Zmicerze Kanawłowie i Uladzisałwie Kowaliowie nie ma odwołania. Jedynie prezydent Aleksander Łukaszenka może ich ułaskawić. Matka i siostra oskarżonego liczy, że prezydent Białorusi weźmie pod uwagę te wątpliwości.

Podczas programu Biełsatu „Tydzień w Obiektywie” kobiety podkreśliły, że podczas rozprawy można było jedynie zaobserwować dialog głównego oskarżyciela z sędziami „Obrońcy w ogóle nie mieli możliwości działania. Nawet ofiary wybuchu często brały stronę obrony” – powiedziała Lubou Kowaliowa, która jest przekonana, że jej syn nie jest autorem kwietniowego zamachu w mińskim metrze, w którym zginęło 15 osób.

Białoruska obrończyni praw człowieka Ludmiła Hraznowa biorąca udział w programie podkreśliła, że największe wątpliwości budzi fakt, że na drugim skazanym – Zmicierze Kanawałowie, nie wykryto śladów środków wybuchowych „Jeżeli on skonstruował, tę bombę, przyniósł ją do metra i potem ją zdetonował ze stosunkowo niewielkiej odległości, to pył i z wybuchów rozprzestrzenił się daleko po za stację Katstrycznicką – i on powinien mieć na sobie ślady wybuchu. Skoro ich nie było to znaczy, że jego tam (na miejscu przestępstwa – red.) nie było.”

Podobne wątpliwości zdaniem Hraznowej wywołuje analiza filmu z kamer przemysłowych w mińskim metrze. Jej zdaniem na filmie widać jakiegoś wysokiego mężczyznę niosącego podejrzaną torbę a Kanawałau to raczej mężczyzna średniego wzrostu. Hraznowa podkreśliła również, że sąd oparł się głównie na zeznaniach oskarżonych, które jej zdaniem były wymuszone. Ma o tym świadczyć nagranie z przesłuchania, na którym Kanawałau, jest wyraźnie w złym stanie fizycznym, odpowiada półsłówkami i jedyną frazę jaką powtarza, to że chciał „zdestabilizować sytuację społeczno-polityczną w kraju”. Obrończyni praw człowieka stwierdziła również, że zeznania złożone przez Kowaliowa były elementem układu ze śledczymi, którzy obiecali mu uratowanie życia w zamian za wydanie Kanawałowa. Kowaliow miał je na początku procesu odwołać, a w swoim ostatnim słowie przepraszał Kanawałowa, że go obciążał.

Hraznowa twierdzi, że wątpliwości te wywołują nerwową reakcję opinii publicznej, białoruski prezydent powinien podjąć decyzję, która by uspokoiła sytuację. Jej zdaniem prezydent powinien ich ułaskawić a państwo powinno rozpocząć nowe śledztwo w celu wyjaśnienia zamachu

Matka skazanego Lubou Kowaliowa i siostra Tacciana uważają, że Uładzisłau „znalazł się w złym miejscu i w złym czasie”. Matka skazanego zapowiedziała, że poprosi prezydenta o osobista audiencję: „Będę zwracać się do niego jak do ojca, który też wychowywał synów i wie jak to ciężko jest wychowywać dzieci” – dodała.

Pytana o to, jak odnoszą się do niej rodziny ofiar zamachu, Kowaliowa podkreśliła, że mieszka obecnie z rodziną jednej z ofiar, która nie wierzy w winę jej syna. Siostra skazanego podkreśla, że wątpliwości co do winy jej brata nie mają głównie ludzie, którzy nie oglądali procesu, a czerpią informacje z państwowych mediów. Według jej relacji sąd nie rozwiał wielu wątpliwości wynikających z ekspertyz i przedstawionego materiału dowodowego.

Lubou i Tacciana Kowaliowa przyjechały w niedzielę do Warszawy, by na antenie TV Biełsat zaapelować o ułaskawienie syna. Obecnie w białoruskich mediach państwowych trwa bowiem kampania propagandowa przeciwko skazanym nawołująca do wykonania wyroku. Rodzina skazanego nie udziela wywiadów przedstawicielom państwowych mediów w obawie przed manipulacją. Matka i córka skazanego wzięły również udział w zorganizowanej przez TV Biełsat konferencji prasowej dla polskich dziennikarzy.

O niejasnych śladach związanych z wybuchami w mińskim metrze i podczas święta niepodległości w 2008 mówił kilka dni temu na antenie Biełsatu, uciekinier polityczny – były dowódca brygady specnazu Uładzimir Baradacz. Jego zdaniem zamach w 2008 r. miał być pretekstem do odsunięcia od władzy ówczesnego szefa specsłużb Wiktora Szejmana, który zdaniem Łukaszenki zyskał zbyt wielką władzę. Obecnie zdaniem Baradacza, Łukaszenka dysponuje lojalnymi oddziałami wewnątrz służb specjalnych, którymi osobiście kieruje jego syn Wiktar. Rozmówca Biełsatu podejrzewa, że mogą one mieć związek również z ostatnim wybuchem.

Dzień po zatrzymaniu podejrzanych białoruski prezydent z przekonaniem wypowiadał się o ich winie, ostatnio podkreślał, że sad nie przypadkiem wydał wyrok skazujący.

Biełsat

www.belsat.eu/pl

Aktualności