5 z 10 najpopularniejszych białoruskich biznesmanów siedziało, albo siedzi w więzieniu


Pierwsze miejsce w spisie najpopularniejszych przedsiębiorców zajął młody biznesman branży nowych technologii Wiktar Prakapienia, którego firma przeniosła się do Krakowa.

Białoruska firma Husarau Hrup stworzyła listę stu najpopularniejszych przedsiębiorców Białorusi. Kryterium wyboru była liczna zapytań w wyszukiwarkach Yandex i Google. Zainteresowanie Białorusinów ludźmi sukcesu nie poraża. Poniżej piątego miejsca liczba wyszukiwani spada poniżej pięciuset, a nawet lider rankingu nie dochodzi do dwóch tysięcy.

Współwłaściciel największego białoruskiego portalu internetowego TUT.BY Juryj Zicier, który zajmuje siódme miejsce w rankingu, wie, dlaczego wyniki wyglądają tak skromnie.

– Zainteresowanie jest niewielkie, dlatego że rola prywatnej przedsiębiorczości w tym kraju nie jest zbyt wielka. Rynek dominują potężne przedsiębiorstwa państwowe. Było by ciekawie porównać nasz ranking z rankingiem państwowych dyrektorów, choć często nikt ich nie zna. Dla mnie osobiście było niespodzianką to, że zająłem siódme miejsce, a jeszcze nie siedziałem – mówi Juryj Zicier.

To prawda, pierwszą dziesiątkę biznesmanów łączy więcej, niż sama popularność. Pierwsze miejsce zajmuje Wiktar Prakapienia – aresztowany w 2015 roku, drugie miejsce Juryj Czyż – trafił za kraty w 2016, w tym roku zostali aresztowani i dalej nie wrócili na wolność zajmujący czwarte i piąte miejsce Wital Arbuzau i Alaksandr Knyrowicz, 6 miejsce zajmuje Uładzimir Japryncau – aresztowany w 2015, na wolność wyszedł w tym roku.

Nie wiadomo, co jest przyczyną, a co następstwem. Czy zwycięzcy rankingu są popularni, bo ich posadzono, czy posadzono ich, bo byli zbyt popularni? Siarhiej Skrabiec, były dyrektor generalny domu handlowego „Babajeuski”, spędził za kratami półtora toku w związku ze sprawą motywowaną politycznie.

– Gdy tylko duży przedsiębiorca trafi do więzienia, na przykładzie Czyża, zaraz pojawia się w Internecie masa pytań. Jego wskaźniki od razu wędrują do góry. We wszystkich pozostałych przypadkach: otworzysz sieć sklepów, zaczniesz produkcję – nikt się tym nie interesuje. Tak samo było i ze mną – podkreśla przedsiębiorca Siarhiej Skrabiec.

Prawie wszystkie nazwiska z listy najbardziej popularnych biznesmanów nie są znane poza granicami Białorusi. Oprócz dwóch: Wiktara Kisłego – współzałożyciela „Wargaming” i twórcy słynnych „czołgów”, i Alaksandra Maszensiego – właściciela „Santa Bremaru” (firmy przetwórstwa ryb) i „Sawuszkinskiego produktu” (marki mleczarskiej). Pierwszy od dawna nie mieszka na Białorusi, a popularność drugiego, według Waleryja Kruhawego, byłego prezesa Białoruskiej Giełdy Papierów Wartościowych, który zmuszony jest do mieszkania w Polsce, nie wynika z sukcesów jego przedsiębiorstw.

-Oni wszyscy są popularni, jak to się mówi, ci z „odsiadkami”. Na przykład Maszenski. Stał się popularny, bo gdy posadzono Czyża, wszyscy się zastanawiali „kto będzie następny?” Maszenski! Ludzie chcieli wiedzieć, kogo kolejnego posadzą – mówi były prezes giełdy.

W odróżnieniu od większości rozwiniętych krajów świata, ludzie, którzy zdobyli sukces i pieniądze, wolą na Białorusi pozostać w cieniu.

-Wysuwają się tylko ci, których wysuwa sam Łukaszenka. Zapraszał on Czyża do zbierania arbuzów, kogoś zaprasza na otwarcie cerkwi. Ci, których wyciągnął, pozostają na świeczniku. Pozostali, nie daj Boże, oby tylko o nich nie wspominano – dodaje Kruhawy.

Ale jak inaczej może być w kraju, na czele którego stoi człowiek, który obiecał uścisnąć rękę ostatniego prywatnego przedsiębiorcy i który nazywa biznesmenów wszawymi na ciele państwa?

Zobacz także:

WK, Biełsat

Aktualności