Jeżeli przypadkiem znajdziecie w nocy 2 listopada w Grodnie i zapragniecie poczuć prawdziwą, opisywaną przez Mickiewicza atmosferę białoruskiego święta zmarłych poznajcie pięć miejsc nawiedzanych przez duchy.
Historię o duchu Stefana Batorego, który w nocy zjawia się na placu Sowieckim (dawniej Rynkowym i Batorego) w centrum miasta można usłyszeć od miejscowych przewodników. Batory pochodził z Transylwanii – ojczyzny krwawego Włada III Tepesza, który trafił do literatury jako hrabia Drakula.
Sam jednak król nie wykazywał krwiożerczości. Historycy portretują go jako dobrego władcę Rzeczypospolitej. Na pewno miał on pewną skłonność do Grodna, co jeden z miejscowych przewodników tłumaczy tak:
„Chodzą słuchy, że „uciekł” do Grodna od swojej 53 letniej żony, z którą musiał się ożenić dla zdobycia tronu. I właśnie Grodno uczynił swoją siedzibą. W Farze Witoldowej (zburzonym w czasach sowieckich Kościele Najśw. Marii Panny – Belsat.eu), która znajdowała się przedtem w miejscu dzisiejszego placu Sowieckiego (tam gdzie teraz pojawia się jego duch) spoczęły na pół roku królewskie zwłoki.
Wielu nie wierzyło w naturalną śmierć monarchy, i dlatego postanowiono wydobyć go z grobu i przeprowadzono pierwszą na terytorium Europy Wschodniej analizę szczątków króla. Stefan Batory w swojej ostatniej woli oświadczył, że chce być pochowany w Grodnie, jednak członkowie jego dworu jeszcze pół roku zastanawiali się, co robić z ciałem. Na koniec więc trafił na Wawel, by spocząć w towarzystwie innych władców Rzeczpospolitej. Jednak tak lubił Grodno, że wraca to po dziś”.
Grodzieńszczanie opowiadają o złośliwym duchu pojawiającym się w kinie „Czerwona Zorka” („Czerwona gwiazda”). Na tłuczenie się kieliszków i szklanek „z nieznanych przyczyn” skarży się barman baru Charlie umiejscowionego w budynku kina.
Główny inżynier techniczny kina, który pracuje tam już 41 lat wprost o duchu nie chce mówić, jednak sam opowiada tajemniczą historię sprzed 40 lat.
„Pracownicy kina po prostu stali sobie, palili papierosy, żartowali. Wspominali przy tym założyciela kina. Mówili „nie możliwe, że on nas nie słyszy” i zaczęli krzyczeć „Sztabs-kapitanie Monasterski, czy nas słyszysz!?” – A tu nagle BUM!” – spadło okno lufcika. Wszyscy się rozbiegli. Nikt nie wiedział o chodzi – okno zawsze działało bez zarzutów.
Sztabs-kapitan Monastyrski rozpoczął budowę swojego kina w 1914 r. Z początku miało nazywać się “Eden”, jednak jego twórcy nie udało się wyświetlić ani jednego filmu. Wkrótce wybuchła wojna, a jego wysłano na front.
W latach 70 XX w. doszło jeszcze do innego tajemniczego wydarzenia:
„Przyjechało do nas KGB i zaczęło szukać jakiegoś tajemniczego ukrytego odbiornika radiowego. Wszystko obeszli, wszędzie zaglądali. Jednak wyszyli z niczym. Tymczasem przechodzę rano, a moja aparatura nagłośnieniowa nadaje na cały regulator “Radio Majak”. usiłowałem to wyłączyć i nic to nie dało. Wtedy KGB nic nie znalazło, jednak musiał być u nas jakiś donosiciel Nie umiem wytłumaczy, co to było. Ale potem, gdy zmieniliśmy aparaturę wszystko zniknęło” – mówi pracownik kina.
Dla artystów grodzieńskiego Teatru Lalek duch to nie legenda, ale realna istota, z którą przez dziesiątki lat zdążyli się zżyć, a nawet zaprzyjaźnić. Pani H., która poświęciła teatrowi 34 lata życia opowiada swoją historię spotkania z duchem.
„O duchu usłyszałam, gdy przyszłam tu do pracy. Byłam wtedy bardzo młoda. Były u nas takie małe stare garderoby – podobne do zakonnych cel. Bywało, ze siedziałeś w jednej z nich, cicho, pusto, wiadomo, że nikogo nie było w teatrze oprócz ochroniarza, który siedzi gdzieś daleko w swoim pokoju. I nagle słyszysz jakieś dźwięki „tup-tup-tup”. Wsłuchujesz się, a tu gdzieś drzwi „Stuk, klap” i rozumiesz wtedy, że to duch.
Budynek grodzieńskiego Teatru Lalkowego, ma już ponad 250 lat. I mimo wszelakich zmian historycznych przez ten cały czas pełni funkcję teatru. Po pojawieniu się niewyjaśnionych zjawisk aktorzy zaczęli przekopywać się przez archiwa i dowiedzieli się, że w czasach carskich w jednej z garderób mieszkał artysta, który cierpiał z powodu nieodwzajemnionej miłości. Młodzieniec nie wytrzymał cierpienia i powiesił się.
Ale nie wiem czy to ten konkretny duch, czy duch teatru” – zastanawia się H.
Inny grodzieński upiór zamieszkuje okolice podgrodzeńskiej wsi Piaresiełko. Historię o nim opowiada przewodniczka Hanna, która sama interesuje się lokalnymi duchami
„W archiwach znajdują się dokumenty, że pod koniec XIX wieku powiesił się tu miejski telegrafista. Słyszałam, że był oszustem, który ukradł dużo pieniędzy, a do tego tonął po uszy w długach. Nie wytrzymał tego wszystkiego i popełnił samobójstwo. Na jego grobie leży kamień i gdzie byś go nie przełożył zawsze wraca na to samo miejsce. Nie znalazłam tego grobu., ale myślę, że lepiej w nocy po Piaresiełku nie chodzić.
Mieszkańcy okolicy jednak nie potwierdzili istnienia zjawy, a na moje pytanie zareagowali pukaniem się w głowę
Widziadło upodobało sobie Klasztor Bazylianek. W czasach sowieckich znajdowało się tam muzeum religii i ateizmu, a obecnie Cerekiew Narodzenia Pańskiego i Bogarodzicy oraz prawosławny klasztor żeński.
„Biała dama” – najbardziej znany grodzieński duch, którego na kartach swojej powieści o takim samym tytule umieścił pisarz Alaksandr Karpiuk.
W swojej powieści opisał niezwyczajną, pełną przygód średniowieczną historię nieszczęśliwej kobiety – szlachcianki – Kaciaryny Wałkowicz. Bohaterka powieści trafiła do klasztoru za zabicie męża, który siłą ją porwał z domu rodzinnego zmusił do ślubu i potem się nad nią znęcał. Biorąc pod uwagę, ze Karpiuk przez wiele lat pracował w Muzeum Religii i Ateizmu, można się zastanawiać na ile to co opisał było prawdą.
Nina Iwanouna, która w 1980 r. pracowała z Karpiukiem uważa, że cała opisana w książce historia to fikcja literacka. Ale jednocześnie jest przekonana, że Biała Dama istnieje.
PM/JB belsat.eu