Andrej Żukawiec nie idzie do więzienia – pytania o współpracę polskich i białoruskich sądów pozostają


W czasie dzisiejszej rozprawy apelacyjnej sąd okręgowy w Białymstoku umorzył wyrok 3 lat więzienia dla białoruskiego uciekiniera politycznego, który od 14 lat walczył o sprawiedliwość. Sprawa zakończyła się pomyślnie, jednak białostocki sąd zignorował informacje o licznych nieprawidłowościach w postępowaniu, które zdaniem Żukauca nie były przypadkowe. Białorusin będzie domagał się odszkodowania.

Polska „pomaga”

Andrej Żukawiec uciekł z Białorusi w 1999 r. Na Białorusi ciążyły na nim zarzuty „niezgodnego z przeznaczeniem wykorzystania środków z kredytu”, za które wtedy na groziło więzienie. Nasz rozmówca jest przekonany, że postawienie zarzutów było zemstą za jego współpracę z opozycyjną organizacją Młody Front. Na wniosek białoruskiego sądu, na podstawie umowy o pomocy prawnej, przeciwko Żukowcowi wszczęto w Polsce postępowanie karne.

Zarzuty się przedawniają – proces trwa

Polski sąd nie wziął pod uwagę, że w 1999 r. według białoruskiego prawa zarzuty wobec oskarżonego przedawniły się i zniknęła podstawa do prowadzenia sprawy – tzw. zasada podwójnej karalności. „Zasada ta przewiduje, że postępowanie może być prowadzone w Polsce jedynie w przypadku, gdy i tu, i na Białorusi dany czyn był karalny. I choć od 1999 r. na Białorusi moją sprawę umorzono, to polski sąd i tak prowadził postępowanie. I do tego w Polsce przekwalifikowano mój czyn na oszustwo.” – podkreśla Żukawiec w rozmowie z Biełsatem. I na ten fakt powołali się białostoccy sędziowie umarzając wyrok niższej instancji.

Wszystko gra.

Sąd formalnie sprawę umorzył, jednak odniósł się pozytywnie do współpracy polskiego wymiaru sprawiedliwości z organami reżimu Łukaszenki. „Sędziom nie przeszkadzała bliska współpraca białostockiego sędziego Szczęsnego Szymańskiego z białoruską sędzią Natalią Pykiną – która zresztą trafiła na unijną czarną listę za prześladowania opozycji.” – podkreśla. Jego zdaniem, sędziowie apelacyjni umarzając wyrok po prostu ochraniają swoich kolegów – sędziów i prokuratorów. Uciekinier przypomina, że sędzia Szczęsny Szymański otrzymał nawet awans w czasie prowadzenia jego sprawy mimo, że wiadomo było o nieprawidłowościach.

Białoruski uciekinier polityczny oprócz odszkodowania na drodze cywilnej od polskiego wymiaru sprawiedliwości, zamierza również doprowadzić do wznowienia śledztwa w sprawie fałszowania tłumaczenia białoruskich dokumentów. Żukawiec zwraca uwagę na niechlubną rolę jaką, jego zdaniem, w sprawie odegrali tłumacze przysięgli. „Pytam się dlaczego w dokumentach tłumaczonych przez Grażynę Prochowicz i Władysława Prochowicza pojawiały się pomyłki działające na moja niekorzyść – podrabiano moje podpisy, obecne na dokumentach nieaktualne od paru lat pieczątki Białoruskiej SRR, tłumacze poprawiali na “Republikę Białoruś”?”

Postępowanie w sprawie Andreja Żukauca trwało łącznie 14 lat i kosztowało polskiego podatnika ok. 3 mln. zł. Po raz kolejny okazało się, że podpisana w 1994 r. umowa o pomocy prawnej z Białorusią wydaje zatruty plon, dając narzędzie białoruskiemu reżimowi do prześladowania przeciwników politycznych po za granicami kraju.

Jb/Biełsat

www.belsat.eu/pl

Aktualności