Konstruktywnych rozmów nie będzie. Uliczna wojna w Kijowie nadal trwa


Prezydent Janukowycz i liderzy opozycji de facto na własne życzenie odeszli od rozmów pokojowych. W specjalnie powołanej komisji, która miała zająć się poszukiwaniem wspólnych ścieżek dialogu, zasiądą oficjalni urzędnicy oraz mało znani działacze opozycyjni.

Kim są prowokatorzy?

Do radykalizacji nastrojów protestujących doszło po tym, jak liderzy opozycji Arsenij Jaceniuk, Witalij Kliczko oraz Oleh Tiahnybok podczas niedzielnego wiecu 19 stycznia nie byli w stanie zaproponować zgromadzonym na Euromajdanie planu dalszych konkretnych działań, nie zdołali też wskazać wspólnego lidera oporu narodowego.

Zgromadzeni na Majdanie, już zmęczeni dwumiesięcznymi pustymi obietnicami i sloganami powtarzanymi ze sceny, ruszyli w stronę budynku Rady Najwyższej. Blokując parlament, protestujący zamierzali w ten sposób wyegzekwować wycofanie drakońskich ustaw uchwalonych w ubiegłym tygodniu.

Drogę do parlamentu protestującym przegrodziły kolumny funkcjonariuszy jednostki specjalnej Berkut oraz żołnierze wojsk wewnętrznych. Doszło do starć: w stronę funkcjonariuszy poleciały koktajle Mołotowa i kamienie, na co mundurowi odpowiedzieli gumowymi kulami i granatami hukowymi.

Załagodzić konflikt spróbował lider partii UDAR Witalij Kliczko, jednak zgromadzeni przy ul. Hruszewskiego (przy tej ulicy mieszczą się ukraiński parlament oraz Rada Ministrów – red.) nie zamierzali go słuchać. Kliczko został wypędzony i więcej się nie pokazywał. Tiahnybok i Jaceniuk w ogóle nie zaryzykowali pokazać się w okolicy starć, zamiast tego z mównicy Euromajdanu określili uczestników starć z milicją mianem prowokatorów i wezwali zgromadzonych do pozostania na placu.

Walki uliczne trwały do samego rana, w wyniku czego kilkaset osób po obu stronach barykady zostało rannych. W mediach ukazała się informacja o tym, że na skutek wybuchu granatu jednej osobie urwało rękę, jeszcze kilka osób straciło wzrok po tym, jak milicja użyła przeciw protestującym gumowych kul.

Rozmowy, które do niczego nie prowadzą

Późnym wieczorem 19 stycznia Witalij Kliczko wyjechał do Menzyhirja, gdzie znajduje się rezydencja Wiktora Janukowycza. Podczas spotkania z prezydentem Kliczko oświadczył, że potrzebna jest natychmiastowa interwencja, w przeciwnym razie konflikt uliczny może przekształcić się w wojnę domową. Również powiedział o konieczności przeprowadzenia przedterminowych wyborów prezydenckich.

Janukowicz zgodził się powołać roboczą grupę do rozmów z opozycją, z kolei propozycję rozpisania przedterminowych wyborów zignorował.

Odpowiedzialnym za przeprowadzenie rozmów z opozycja został mianowany przewodniczący Rady bezpieczeństwa i obrony Andrej Klujew, podejrzany o brutalne rozpędzenie Euromajdanu 30 listopada ubiegłego roku.

Ukraińska prasa ma uzasadnione wątpliwości, czy te rozmowy przyniosą jakiekolwiek efekty, ponieważ do podobnych rozmów dochodziło już nie raz – jak na razie bez żadnych wymiernych skutków.

Przed południem okazało się, że sam Janukowycz w rozmowach z opozycja uczestniczył nie będzie, o czym poinformowała posłanka od Partii regionów Anna Herman. Z kolei Witalij Kliczko oświadczył, że nie zamierza rozmawiać z Andrejem Klujewem i żąda, by w rozmowach Janukowycz uczestniczył osobiście.

Przedstawiciele Batkiwszczyny poinformowali, że reprezentować ich partię będzie nie lider Arsenij Jaceniuk tylko szeregowy deputowany, nazwiska którego na razie nie wymieniają.

W ten sposób idea utworzenia komisji do spraw uregulowania konfliktu de facto umarła w zalążku. Ani prezydent, ani liderzy opozycji nie chcą brać na siebie odpowiedzialności za podejmowanie decyzji.

Jeżeli chodzi o uczestników protestów, to sądząc po nastrojach, nie bardzo już chcą słuchać działaczy opozycyjnych, dla których Majdan stał się jedynie mównicą dla przeprowadzenia własnych kampanii prezydenckich.

Rostysław Szaposnzikow/ KR/Biełsat

Aktualności