Ukraiński dziennikarz chroni się w Polsce. Grozi mu więzienie lub nawet śmierć


Redaktor naczelny ukraińskiego portalu „Dorożnyj kontrol” (Kontrola drogowa – red.) zajmującego się walką ze skorumpowanymi milicjantami i urzędnikami uciekł do Polski z obawy o swoje życie. Rostysław Szaposznikow opowiedział nam o tym, co grozi dziennikarzom badającym korupcję.

Szaposznikow uciekł z kraju po tym, gdy do aresztu trafili: dziennikarz jego portalu oskarżony o próbę siłowego przejęcia administracji prezydenta i prawnik związany z organizacją – oskarżony o próbę zabójstwa sędziego. Kilka dni temu jedna z dziennikarek portalu została brutalnie napadnięta i pobita przez “nieznanych sprawców”. Z Rostysławem rozmawiamy już po tym, jak dotarła do niego informacja, że “nieznani sprawcy” usiłowali porwać, a ostatecznie postrzelili jednego z aktywistów „Kontroli Drogowej”.

Podobno powstanie portalu „Darożnyj kontrol” w 2008 r. było odpowiedzią na działania polityków, którzy dziś protestują na Majdanie?

Rostysław Szaposzników – Zabawne, ale nasz portal powstał w 2008 r. na skutek bezprawnych działań dzisiejszej opozycji, która wtedy była u władzy. W tamtym czasie na czele rządu stała Julia Tymoszenko, prezydentem był Wiktor Juszczenko, szefem MSW Jurij Łucenko, a przewodniczącym Rady najwyższej Arsenij Jaceniuk. Większość z nich protestuje teraz na Euromajdanie.

Ciekawe, dlaczego „pomarańczowa” koalicja nie zrobiła wiele dla zwalczenia patologicznego systemu?

– Gdy przyszli do władzy to postanowili niczego nie ruszać. Dla nich było wygodniejsze ręczne sterowanie prokuratorami i milicją, bo mogli wykorzystywać te struktury do swoich celów. Dzisiejsza opozycja odpowiada za rozmnożenie się tych wszystkich idiotów w strukturach władzy, którzy teraz zostali wykorzystani przeciwko niej. „Darożnyj kontrol” wspiera Majdan, jednak nie wspiera ani opozycji, ani władz. Oczywiście możemy z obecną opozycją spotkać się w celu omówienia naszych spraw, ale jesteśmy niezależni. Walczymy ze skorumpowanymi urzędnikowi niezależnie od ich politycznych barw.

Co było bezpośrednia przyczyną powstania waszego portalu i ruchu?

– W 2008 r. władze o kilkanaście razy podniosły ceny mandatów i dały prawo funkcjonariuszom drogówki do decydowania, czy dane wydarzenie drogowe było wykroczeniem, czy też nie i pozwoliły im na określanie wysokości mandatu. Przedtem decydował o tym sąd, a nowe prawo w ukraińskich warunkach powodowało koszmarną kopcuję. Domaganie się łapówek stało się codziennością. W kraju nasilił się kryzys gospodarczy, a milicjanci dosłownie grabili ludzi na ulicach. Jako dziennikarz zarejestrowałem stronę internetową, gdzie zacząłem opisywać przypadki korupcji. Po pewnym czasie moją pracą zainteresowali się dziennikarze mediów ogólnoukraińskich. Zaczęliśmy pokazywać nagrane na kamery przypadki domagania się łapówek i gróźb ze strony milicjantów. Tłumaczyć się z tego musieli ministrowie ukraińskiego rządu.

Czy Kontrola Drogowa to miejsce, gdzie każdy kierowca może zwrócić się o pomoc?

– Nie pomagamy bezpośrednio, ale stworzyliśmy taki system, że gdy pojawia się kierowca, któremu potrzebna jest pomoc to rad udzielają mu inni kierowcy, którzy mieli podobne kłopoty z milicją czy sądami. My z kolei najbardziej drastyczne przypadki pokazujemy na naszej stronie i dzięki nam problemy wielu osób zostały nagłośnione przez media.

Narzeka pan na obecną opozycję, jednak prawdziwe problemy zaczęły się, gdy straciła ona władzę.

– Gdy prezydenturę objął Wiktor Janukowicz – kluczowe stanowiska w milicji, prokuraturze i sądach obsadził ludźmi z obwodu donieckiego. A trudno powiedzieć o Doniecku, że jest to region bogaty w profesjonalistów. I po prostu na stanowiskach poumieszczali kogo popadło, często z jawnie kryminalną przeszłością. I w ciągu kilku lat ci ludzie stworzyli szajkę przestępczą, która zaczęła prześladować innych ludzi.

Oznaczało to też kłopoty dla waszego portalu…

– 12 marca 2012 roku zostałem porwany przed swoim domem przez „nieznanych sprawców” i ciężko pobity w lesie. Chcieli mnie przestraszyć i złamać – jednak rozzłościło to mnie jeszcze bardziej. Potem zaczęły płonąć samochody naszych dziennikarzy i aktywistów. Na początku roku „nieznani sprawcy” znowu napadli, tym razem na naszego kolegę z Doniecka, któremu wcześniej spalono samochód. Napastnicy zmasakrowali mu głowę, wybili zęby i oczywiście milicja nie znalazła świadków.

Co było bezpośrednią przyczyną nasilenia represji przeciwko waszemu portalowi?

Na początku 2012 r. zajęliśmy się na poważanie kwestią milicyjnych parkingów, na które odholowywano samochody. Pod koniec 2011 premier Mykoła Azarow wydał rozporządzenie, że odtąd milicja będzie mogła zlecać firmom prywatnym zarządzanie takimi parkingami – w efekcie czego opłaty za nie wrosły kilkunastokrotnie. Dało to ogromne możności korupcyjne, bo zyski z parkingów czerpali urzędnicy MSW i oficerowie milicji. Na początku 2012 roku wszczęto sprawę karną przeciwko trójce naszych dziennikarzy, którzy odwiedzili z kamerą jeden z takich „komercyjnych” parkingów. Jego właściciele wynajęli bandytów, którzy pobili dziennikarzy przy biernej postawie milicji. A na koniec okazało się, że to pobici dziennikarze zostali oskarżeni o chuligaństwo i sprawa toczy się do dzisiaj. To ostatecznie przekonało nas, że na Ukrainie nie ma sytemu sądowego, ale system korupcyjny, przed którym obywatel nie ma możliwości się obronić, nawet jeżeli w stu procentach ma rację. Jedynym wyjściem jest usunięcie Janukowicza i podległych mu prokuratorów, sędziów i gliniarzy.

Dlaczego skupiliście się na milicjantach?

Dla zwykłego obywatela szczególnie ich działalność jest najbardziej widoczna i dokuczliwa. Nie chodzi tylko o korupcję, ale zupełną bezkarność. Nie ma tygodnia, gdy pijany milicjant nie zabija kogoś w wypadku drogowym i potem wychodzi na wolność dzięki decyzji zaprzyjaźnionego sądu. Podobnie dzieje się przypadkami gwałtów dokonywanych przez milicjantów. I w takiej sytuacji brutalny pogrom demonstracji przez Berkut 30 listopada stał się kroplą, która przelała czarę. Protesty w Kijowie początku dotyczyły tylko umowy stowarzyszeniowej z UE, jednak po brutalnej akcji milicji, ludzie wyszli na ulicę przeciwko skorumpowanej władzy.

Jak zaangażowaliście się w Euromajdan?

– Drogówka nie dopuszczała samochodów i autobusów do centrum Kijowa, my wiedzieliśmy, jak przeszkodzić im w tych bezprawnych działaniach. Potem, gdy pobito protestujących, nasz adwokat Wiktor Smalij pomagał zatrzymanym. Skończyło się aresztami naszych aktywistów oraz dwoma napaściami fizycznymi – ponad tydzień temu pobito naszą dziennikarkę Swietłanę Malicką, która zajmowała się ujawnianiem przypadków korupcji wśród prokuratorów. Kilka dni temu usiłowano zabić Władimira Marałowa, który był naszym kierowcą i brał również udział w licznych blokadach oraz demonstracjach kierowców popierających Euromajdan.

Dwójka aktywistów już siedzi

– Pierwszy z nich to Andriej Dzyndzia – oskarżony o próbę wtargnięcia do siedziby prezydenta podczas demonstracji 1 grudnia, podczas której przed budynkiem niespodziewanie pojawił się buldożer. Rzecz w tym, że Dzyndzia jest jednym z najaktywniejszych naszych aktywistów i jest szczególnie znienawidzony przez milicje, zresztą ze wzajemnością. Podczas Majdanu wykrywał tajniaków działających na Majdanie. Nagrywał również wiele materiałów, między innymi ze szturmu administracji prezydenta. I właśnie został oskarżony o próbę wtargnięcia do jego siedziby. Był to jedynie pretekst, a w rzeczywistości aresztowano go z zemsty. Do tego podczas przesłuchania Dzyndzia wygadał się, że ma pełne nagranie zajść pod siedzibą prezydenta – a tam najprawdopodobniej oprócz prawicowych radykałów było sporo tajniaków-prowokatorów, którzy brali aktywny udział w wydarzeniach. Takie nagranie mogłoby skompromitować Służbę Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU). Gdy zatrzymywano Dzyndzię – bronił go nasz adwokat Wiktor Smalij, jeden z niewielu adwokatów nie zajmujący się jedynie pośrednictwem w przekazywaniu łapówek od klientów do sędziów. On nigdy nie szedł na takie kompromisy. I w czasie ogłaszania decyzji o przedłużeniu aresztu dla Dzyndzii 6 grudnia doszło do awantury na sali sądowej. Ludzie byli strasznie wkurzeni. Następnego dnia Smalij został oskarżony o usiłowanie zabójstwa jednego z sędziów. Nasz adwokat miał rzekomo rozerwać togę sędziemu i to była podstawa oskarżenia. Co ciekawe, gdy kilka dni temu „ktoś” strzelał do naszego aktywisty – wszczęto sprawę jedynie z artykułu o chuligaństwo. Rozerwana toga to już jednak „zabójstwo”.

Dlaczego zdecydowałeś się opuścić kraj?

– Ze swoich źródeł dowiedziałem się, że SBU szykuje się na mnie, potrzebują tylko jakiegoś powodu formalnego, żeby mnie aresztować. To przyspieszyło mój wyjazd. 10 grudnia kupiłem bilet na autobus i następnego dnia byłem w Warszawie, gdzie poprosiłem o pomoc Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich. Wiedziałem, że albo mnie zamkną, albo skończę jak zmasakrowana dziennikarka Tetiana Czornowił.

Rozmawiał Jakub Biernat

WWW.belsat.eu/pl

Aktualności