Wyciek danych z MSZ. Białoruscy działacze zagrożeni?


Dopiero po informacji od Polskiej Agencji Prasowej MSZ zorientował się, że w internecie przez kilka miesięcy były dostępne informacje o pomocy rozwojowej na Białorusi.

Dane dotyczyły bardzo wrażliwych obszarów; bez kłopotu można było znaleźć zestawienia finansowe, w których były podane dokładne sumy przekazane organizacjom na Białorusi, cele poszczególnych projektów, oraz nazwiska osób zaangażowanych.

Baza tych informacji była dostępna przez kilka miesięcy na jednym z amerykańskich serwerów. Przekazał je jeden z urzędników Departamentu Współpracy Rozwojowej MSZ, który po ujawnieniu sprawy przez PAP został z resortu zwolniony. Informacje dotyczyły pomocy rozwojowej Polski dla wielu krajów z lat 2007-2011.

Wrażliwe informacje, które są bezcenne np. dla białoruskiego KGB, zawierały dokładne opisy projektów. PAP ujawnił jedynie niektóre fragmenty, w których możemy przeczytać m.in. że celem jednego z projektów jest „stworzenie w społeczeństwie (…) centrów nacisku społecznego na władze (…); Transformacja obecnego moralnego sprzeciwu społeczeństwa (…) wobec losu represjonowanych w sprzeciw polityczny; Przygotowanie sił opozycyjnych i aktywnych obywateli (…) do szerokiej kampanii obywatelskiej przed wyborami“. W innym momencie czytamy o strategiach „osłabienia długofalowej polityki reżimu” czy budowaniu „przyjaznych nastrojów wobec Polski wśród (…) elit i zwykłych obywateli”.

Glupota urzędników czy zamierzony cel?

Pomimo zapewnień rzecznika MSZ Marcina Bosackiego, że osoba odpowiedzialna za wyciek informacji została zwolniona i, że wprowadzono procedury, która uchronią powtórzeniem się sytuacji, działacze białoruscy, parlamentarna opozycja i aktywiści polskich NGO-sów są oburzeni. – Tak nie powinno być. Tak nie powinno się robić, gdyż jest to niebezpieczne dla organizacji pozarządowych jakie działają na Białorusi, jak i na Ukrainie. To może spowodować represje tych organizacji. Ta informacja powinna być utajniona – powiedziała szefowa Karta97, jednego z najważniejszych mediów dotyczących Białorusi.

Działacze podkreślają, że te dane stawiają w niebezpieczeństwie wielu członków białoruskiej opozycji. – Nie wyobrażam sobie, żeby tak poufne, delikatne dane mogły opuścić komputery MSZ. Po aferze Alesia Bialackiego lekkomyślność polskich urzędników miała być ograniczona. Widzę, że ciągle podobne przypadki mają miejsce. Nie możemy obcym wywiadom dawać twardych dowodów. Poważne pytanie: czy urzędnicy zrobili to celowo czy przez głupotę – skomentował Tomasz Pisula z polskiej fundacji Wolność i Demokracja.

PiS chce zbadać okoliczności przecieku

MSZ broni się argumentem, że dane które trafiły do sieci, nie były chronione prawnie. Zapewnia też o przeprowadzeniu „dogłębnego dochodzenia”. Resort chce, by uzupełniono prawo o nową kategorię, która chroniłaby przed publikacją materiały, które nie mają statusu „poufne”. Rzecznik Marcin Bosacki podkreślił, że człowiek który ujawnił dane był już z MSZ zwolniony. – Jednak sąd pracy nakazał przywrócenie go do pracy – powiedzał.

Prawo i Sprawiedliwość zapowiedziało, że będzie się domagało poruszenia sprawy wycieku przed sejmową komisją ds. zagranicznych.

Biełsat/PAP

WWW.belsat.eu/pl

Aktualności