Associated Press o Biełsacie


Amerykańska agencja prasowa Associated Press w obszernym materiale o wspieranych przez Polskę prodemokratycznych inicjatywach na Białorusi opisuje pracę dziennikarzy naszej redakcji….

————————————

Polacy pomagają Białorusinom, wspominając o swojej przeszłości

Wolha Starościna nie miała wyboru – efekt swojej pracy musiała spuścić w milicyjnej toalecie. Tylko w ten sposób dziennikarka mogła pozbyć się telewizyjnych nagrań, po tym gdy została zatrzymana za robienie wywiadu na temat zbliżających się wyborów w represyjnym państwie jakim jest Białoruś.

Jej ryzykowna dziennikarska praca to część sponsorowanych przez Polskę wysiłków w celu dostarczenia Białorusinom nieocenzurowanej informacji. Jest to jeden z kilku polskich projektów mających na celu zachęcenie do demokratycznych zmian u sprawiającego kłopoty wschodniego sąsiada.
Polska ma wiele powodów, by chcieć aby Białoruś stała się demokratycznym państwem. Jednak podstawowy argument sprowadza się do tego, że gdy Polska patrzy na Wschód, widzi swoja przeszłość. Cenzura, tajna policja, szpiegowanie i prześladowania politycznych oponentów Aleksandra Łukaszenki przypominają Polakom to, z czym miała do czynienia Solidarność Lecha Wałęsy w latach 80tych. Na czele obecnego rządu stoi wielu byłych działaczy Solidarności, którzy chcą udzielić Białorusinom pomocy z Zachodu, podobnej do tej, która była kluczowa w obaleniu wspieranego przez ZSRR reżimu.
„To kwestia emocji – bycie antyreżimowym to bardzo polska rzecz” – mówi Tomasz Pisula, stojący na czele fundacji Wolność i Demokracja – działającej w Warszawie grupy na rzecz demokratycznych przemian na Białorusi. Również inne kraje m.in. USA i Szwecja tak jak Polska angażują się w sprawę demokratyzacji na Białorusi na poziomie lokalnym i rządowym.
Solidarność wobec Białorusinów bierze się również z kulturowego podobieństwa łączącego obydwa narody słowiańskie. Skomplikowana historia, zmiany granic w Europie Wschodniej – pozostawiły na terytorium Białorusi sporą polską mniejszość, która ku zaniepokojeniu polskiego państwa, również doświadcza represji.
Patrząc szerzej, Polska pragnie, by region przekształcił się w strefę stabilnych i prosperujących demokracji. Dlatego właśnie od lat stara się popychać Ukrainę i Gruzję w stronę demokracji, wpływając na szerokie spektrum spraw – poczynając od walki z nielegalnym przemytem narkotyków, na wymianie handlowej kończąc. I choć polscy przywódcy nie chcą tego powiedzieć otwarcie – zależy im również na osłabieniu rosyjskich wpływów w regionie. Mają oni cały czas w pamięci czas, gdy rosyjskie wpływy w Polsce były równie silne.
Polacy robią wiele dla Białorusi. Państwo polskie sponsoruje Biełsat, Radio Racyję, które nadają niezależne informacje na Białorusi, dając ludziom alternatywę dla reżimowych mediów. Polskie uniwersytety otworzyły swoje podwoje dla setek Białorusinów, którzy stracili możliwość studiowania w swoim kraju z politycznych przyczyn. Rząd dotuje szereg projektów – takich jak np. Fundacja Wolność i Demokracja, które mają na celu złagodzenie następstw represji i pomoc więźniom politycznym. Dzięki temu prowadzone są rejestry sprawców prześladowań – sędziów, milicjantów i innych, które zostaną wykorzystane, gdy nastanie odpowiedni czas.
Starościna – białoruska dziennikarka, która spuściła w toalecie kartę pamięci ze swojej kamery – pracuje w Biełsacie. W ubiegłym miesiącu została razem z kamerzystą zatrzymana przez tajne służby, nadal używające nazwy KGB, gdy robiła reportaż w znajdującym się na wschodzie Białorusi Witebsku. W takich przypadkach dziennikarze starają się wyrzucić swoje karty pamięci pod najbliższe drzewo lub krzak, skąd mogą zabrać je później. W miejscu, w którym została zatrzymana, nie było jednak roślinności i Starościna chcąc nie chcąc zabrała dowód przestępstwa na komisariat. „Byłam bezbronna. Mogli oskarżyć mnie o cokolwiek i aresztować” – podkreśla Starościna w rozmowie z AP siedząc w swoim newsroomie w Warszawie.
Niedzielne wybory parlamentarne mają za zadanie wyłonić marionetkowy parlament – podczas gdy cała władza i tak zostanie w rękach Łukaszenki. Biełsat przy pomocy swoich materiałów pomaga pokazać pozorność demokracji na Białorusi.
Biełsat działa wykorzystując pracę kilkudziesięciu reporterów, którzy w czasie zbierania informacji cały czas ryzykują aresztowaniem. Swoje zdjęcia wysyłają przez internet do Warszawy z nielegalnych newsroomów znajdujących się w prywatnych mieszkaniach rozrzuconych po całej Białorusi. Z Warszawy materiały są nadawane ze studia należącego do TVP i wracają na Białoruś przez satelitę. Innym aktem buntu jest używanie w programach stacji białoruskiego zamiast rosyjskiego, który pozostaje ulubionym językiem większości mediów państwowych.
Polska również pomaga wielu białoruskim organizacjom w stworzeniu swoich placówek na jej terytorium – oferując azyl polityczny aktywistom i wspierając ich finansowo. Projekty te sprawiły, że Warszawa stała się kluczowym centrum dla białoruskich dysydentów i elity intelektualnej na wygnaniu.
Oficjalnie celem Polski nie jest usunięcie Łukaszenki, ale dostarczenie Białorusinom nieocenzurowanych informacji i wsparcia w przypadku, gdy sami spróbują zwrócić się przeciwko reżimowi.
„Patrzymy na Białorusinów realistycznie. Rozumiemy, że zmiana nie nastąpi w jeden dzień, bo przede wszystkim musi ona dotyczyć świadomości Białorusinów” – uważa Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz – podsekretarz stanu w polskim MSZ. „Naszym zadaniem jest wspieranie takiego podejścia i formowanie go” – podkreśla.
Wiele polskich projektów wspierających demokratyzację Białorusi jest prowadzonych przez byłych działaczy Solidarności lub ich dzieci. Założycielka Biełsatu i jego dyrektor Agnieszka Romaszewska także pochodzi z rodziny zasłużonej dla Solidarności. W 2007 roku uruchomiła Biełsat mając nadzieję, że da Białorusinom ten sam rodzaj niezależnej informacji, jaką Radio Wolna Europa dawało jej rodzicom.
Pytana dlaczego pięć lat działania Biełsatu nie doprowadziło do upadku Łukaszenki odpowiada – że nie jest to zadaniem stacji. „Łukaszenka musi być usunięty przez swój własny naród wtedy, gdy ludzie sami tego zechcą” – mówi. Romaszewska uważa, że to co Biełsat ma do zaoferowania to niezależna perspektywa, której brakuje w mediach państwowych – włączając w to, oprócz informacji, również filmy dokumentalne o białoruskiej historii i kulturze.
„Państwowa telewizja budzi się i zasypia z Łukaszenką. Dwadzieścia minut wiadomości jest o tym, że prezydent był gdzieś, kogoś odwiedził, dał rady hodowcom świń jak najlepiej karmić trzodę” – podkreśla Romaszewska – „Nie sądzę, że wielu ludzi na Zachodzie jest w stanie wyobrazić sobie coś takiego.”
Białoruscy aktywiści są wdzięczni za okazywaną pomoc. Wielu potwierdza, że po powrocie na Białoruś trafiliby do aresztu, a możliwość swobodnego życia i pracy w Polsce pozwala im kontynuować walkę o demokratyczne zmiany w ich ojczyźnie.
„W Polsce są ludzie pamiętający o swojej historii – mający ten rodzaj duchowej misji niesienia wolności. Jesteśmy absolutnie im wdzięczni” – mówi demokratyczny aktywista Aleksander Atroszczenkau. „Chcemy jednak, by również Europa zrozumiała, że białoruski przypadek to nie tylko sprawa Polski.”
Niektórzy Białorusini są zadowoleni z bezpieczeństwa ekonomicznego jakiego dostarcza im państwo i nie podobają się polskie wysiłki na rzecz promocji demokracji na Białorusi. Zmicier Kuljaszou – 76 letni emeryt, który jak podkreśla, oglądał Biełsat kilka razy u sąsiada – nazywa jego programy „propagandą”.
Inni jednak zakupili anteny satelitarne, by móc oglądać programy stacji. Tak jak 43 letnia biznesmenka Ałła Bandarczyk – która uważa, że Biełsat otworzył jej oczy. – “Pięć państwowych kanałów nadaje propagandę i tylko Biełsat pokazuje prawdziwy obraz.”

autorka: Vanessa Gera, we współpracy z Yuras Karmanau w Mińsku i Moniką Ścisłowską w Warszawie

Tłum. Jakub Biernat

>>> Link do artykułu “Poles Help People of Belarus, Recalling Own Past”

Aktualności