Chociaż były tam już nie raz karane za pracę na czarno, dziewczyny i tak wracają na Litwę.
„Sprawnie płacą grzywny i zawsze przychodzą na posiedzenia sądu, ponieważ boją się, że policja może zwrócić się do białoruskiej milicji – wyjaśniają wileńscy policjanci. – Poza tym za niepłacenie grzywien mogłyby nie dostać litewskiej wizy”.
Po pierwszym zatrzymaniu sąd skazuje je zazwyczaj na grzywny w wysokości połowy litewskiej płacy minimalnej – 43 euro. Następnym razem można zapłacić już od 144 do 289 euro. Godzina pracy dziewczyny z Białorusi kosztuje 100 euro (pół godziny – 70).
Pod koniec ubiegłego tygodnia grzywnami ukarano kolejne dwie z nich. Tym razem pecha miały dziewczyny o pseudonimach Diana i Wika.
Dziewczyny z Białorusi umieszczają swoje zdjęcia na litewskich portalach randkowych. Swoje ogłoszenia adresują do „hojnych chłopaków”. Do czasu spotkania z klientami nie kontaktują się z nimi osobiście – zamówienia przyjmuje operator.
Motywacja, która skłoniła je do podjęcia takiej pracy jest różna. 29-letnia Diana przekonuje zbiera pieniądze na samochód, a o cztery lata starsza Wika twierdzi, że na Białorusi pracowała jako dyrektor restauracji i zarabiała 600 euro miesięcznie. Teraz jest bezrobotna. Mówi, że średnia płaca na Białorusi wynosi 300 euro, a artykuły spożywcze są droższe niż na Litwie.
Jednak dochody z prostytucji są niestabilne.
„Za moim poprzednim przyjazdem do Wilna, klientów było niedużo. Teraz jest znacznie więcej, ale wielu wystarcza pół godziny. Klienci nie krzywdzą, dają kwiaty” – opowiada Wika.
Z zatrzymującymi je policjantami dziewczyny się nie awanturują.
– Jestem odpowiedzialnym, zrównoważonym człowiekiem – wyjaśnia Diana.